[*]

Przez ponad tydzień cała Polska żyła poszukiwaniami 6-miesięcznej Madzi. Ja sama trzymałam kciuki za jej powrót do rodziców, chociaż cała historia wydawała mi się trochę dziwna. O zaginięciu dziewczynki usłyszałam w radiu i w pierwszej chwili pomyślałam, że historia opowiedziana przez matkę musi być naciągana. Jednak z czasem pojawiło się tyle współczujących wpisów pod adresem rodziców Magdy, że dałam sobie spokój z podejrzeniami. Matka zachowywała się na moje oko dziwnie, ale z drugiej strony – straciła dziecko, nie było wiadomo czy je odzyska… Zresztą wydawało mi się niemożliwe, żeby ktoś tak perfidnie apelował o oddanie dziecka… Skupiłam się jednak na pozytywnym myśleniu i modlitwie za odnalezienie małej zdrowej i żywej – nie chciałam wierzyć w to, że będzie inaczej.

Teraz dowiedzieliśmy się, że Madzia zginęła na skutek nieszczęśliwego wypadku, a matka w szoku ukryła zwłoki dziecka. Nie wierzę w ten nieszczęśliwy wypadek. Drugi raz nie dam się nabrać.

cmentarz

Nawet gdyby coś stało się mojemu dziecku (tfu tfu), nawet gdybym bała się o niesłuszne wysnute oskarżenia w moją stronę – i tak nie wyniosłabym z domu ciała swojego dziecka i nie udawałabym na oczach milionów Polaków, że Mateusz został porwany… Nie apelowałabym o zwrócenie Mateusza… Nie! Postąpiłabym jak na matkę przystało i próbowałabym coś zrobić – mimo wszystko wezwać pomoc nawet gdybym miała świadomość, że jest już za późno. Chciałabym, aby moje dziecko nawet po śmierci zachowało swoją godność i nie leżało wyrzucone pod drzewem jak jakiś śmieć…

Szok szokiem, depresja depresją… Bycie matką to walka o swoje dziecko za wszelką cenę, a czasem nawet wbrew sobie samej. Bo czy można bać się o konsekwencje nieszczęśliwego wypadku dla samej siebie w obliczu tak wielkiej tragedii jaką jest śmierć dziecka?

Podobało się? Podaj dalej: