pierwsza wizyta u dentysty

Pierwsza wizyta u dentysty

Jak w tytule – po raz pierwszy byłam dziś z młodym u dentysty. Czemu tak późno? Bo znam dobrze własne dziecko i wiem, że z jego odruchem wymiotnym taka wizyta nie miałaby żadnego sensu. Ja sama po raz pierwszy pozwoliłam sobie zajrzeć w zęby jako nastolatka(!). Wcześniej gryzłam wszystkie dentystki aż w końcu moja mama usłyszała, że albo zacznie podawać mi przed wizytą leki uspokajające, albo nic z tego. Więc odpuściła :P

Jak było? Najpierw oczywiście nasłuchałam się, że przychodzę z małym tak późno. Po ponad 20 minutach usłyszałam jednak od dentystki, że rzeczywiście wizyta sensu nie ma, bo mały zaczyna się dusić na samo hasło: „Otwórz buzię” :P

pierwsza wizyta u dentysty

Ogólnie pani stomatolog ma bardzo dobre podejście do dzieci, gabinet jest kolorowy, w poczekalni maluch może się pobawić… No ale niestety Synuś eM ma problemy z otwieraniem buzi i tyle :P Odruch wymiotny jest u niego tak nasilony, że od kilku miesięcy nie mogę mu nawet zawiązać szalika, bo od razu się dusi i wymiotuje :P I zgadzam się z panią doktor, że u małego problem tkwi gdzieś w głowie, bo wystarczy sam widok szalika/słowa „otwórz buzię”, a on już zaczyna charczeć… Macie jakieś pomysły jak nam pomóc?

Dentystka kazała ćwiczyć z domu „dotykanie” zębów wyjałowionymi gazikami. Tak więc po drodze wstąpiliśmy do apteki, a gdy Synuś eM usłyszał przy kasie „Poproszę gaziki” to z płaczem rzucił się na podłogę. Byłam w szoku, bo z czymś takim ostatni raz miałam do czynienia lata wstecz… Owszem, czasem pomarudzi, popłacze, ale nie aż tak…

pierwsza wizyta u dentysty

Potem próbowałam go przekonać, że nic na siłę, że przecież do niczego go nie zmuszę i że jak tylko będzie miał dość to przestaniemy ćwiczyć. Nie mogło. Dzieć w zamian zaszantażował mnie słowami, że „to wszystko to moja wina, bo go zaniedbuję i że powinnam go bardziej kochać i zwolnić się z pracy.” Zabolało… I to bardzo…

Ale prawda jest taka, że od kiedy wróciłam do pracy to nasze życie wywróciło się do góry nogami i mam dla Mateusza o wiele mniej czasu niż wcześniej… Nawet ćwiczenia logopedyczne zmniejszyliśmy do 2-3 razy w tygodniu, bo gdy nie ma mnie w domu to moja mama z małym nie ćwiczy… Nawet pomyślałam ostatnio o prywatnych zajęciach, ale… Raz, że nie miałby kto tam małego wozić, a dwa – nie stać mnie na tak duży wydatek….

I wiecie? Chyba łatwiej było być mamą licealistką niż mamą pracującą…

Podobało się? Podaj dalej: