wspomnienia z porodówki

Wspomnienia z porodówki

Kiedy ponad 8 lat temu wylądowałam na oddziale patologii ciąży to okazało się, że mam sporo czasu na zastanawianie się w jaki sposób chcę urodzić. Teoretycznie nie miałam przeciwwskazań do porodu siłami natury, więc oczywiste mogło się wydawać, że urodzę właśnie w ten sposób. Tyle, że…

Po raz pierwszy usłyszałam wtedy o cesarce na życzenie. Nie byłam najmłodszą ciężarną na oddziale i któregoś dnia dowiedziałam się, że ta druga dziewczyna tak panicznie boi się porodu, że ordynator zgodził się na zrobienie jej CC. Momentalnie zaczęłam zastanawiać się czy samej nie udać się do niego z taką prośbą, bo przecież mam niski próg odporności na ból, bo strasznie boję się porodu, bo moje dziecko ma urodzić się spore (eM według ostatniego USG miał ważyć 3700 g, a urodził się z wagą 4150 g)… I tak mijały godziny, a ja nakręcałam samą siebie, że czeka mnie KOSZMAR.

cc

W końcu puknęłam się w głowę i pomyślałam logicznie: „Głupia! Na przestrzeni wieków tyle kobiet urodziło siłami natury i jakoś dały radę… A przecież lata temu nikt nawet nie słyszał o znieczuleniu!”. Co prawda gdzieś z tyłu głowy cichutki głosik twierdził coś zupełnie innego: „Boże! Ale przecież tyle ludzi nie miało skrupułów zamordować drugiego człowieka… A ja bym nie mogła, jestem na to zbyt wrażliwa… To może i urodzić nie dam rady?”.

Serio. Byłam ciężarną 17-latką, która słyszała głosy i w dodatku porównywała poród siłami natury z dokonaniem morderstwa… Na swoje wytłumaczenie mam tylko to, że… byłam w ciąży. Wiecie, hormony, hemoglobina, mistyfikacja, woda, ziemia, taka sytuacja :P

poród

Ostatecznie urodziłam dziecia siłami natury. Bez znieczulenia. Za to z ponad dwudziestoma szwami na pamiątkę. Generalnie w moim przypadku zakładanie szwów trwało dłużej niż wydanie na świat pierworodnego i było bardziej bolesne (zwłaszcza kiedy przestało działać trzecie znieczulenie, bo tak właśnie było – rodziłam bez znieczulenia, a do szycia znieczulano mnie kilka razy, pfff). Ale i tak już po kilku dniach twierdziłam, że kolejne dziecko mogę urodzić chociażby zaraz. Wiecie czemu? Bo absolutnie nie liczy się to W JAKI SPOSÓB dziecko pojawia się po drugiej stronie brzucha, najważniejsze, że w ogóle z niego wychodzi i po tylu miesiącach oczekiwania trafia w końcu w nasze ramiona. Nawet jeśli czasami w akcie desperacji mamy ochotę wepchnąć je tam z powrotem :)

P.S. eM do dziś odmawia zaakceptowania faktu, którędy wyszedł na świat. Jestem niemal pewna, że gdyby to zależało od niego, to osobiście zrobiłby mi cesarskie cięcie… od wewnątrz :P

Podobało się? Podaj dalej: