Jak zniechęcić blogera do organizowania konkursów?

Codziennie widzę na FB nowe konkursy ogłaszane przez innych blogerów i coraz częściej zamiast zazdrościć im tego, że ktoś (czytaj: sponsor) z dobrego serca chce nagrodzić ich czytelników to zaczynam im współczuć. Bo widzę też to, co dzieje się już po ogłoszeniu wyników…

Zaczynają się anonimowe komentarze i snucie teorii spiskowych. Niektórzy odnoszą wrażenie, że blogerzy są jak politycy – najpierw muszą obdzielić nagrodami krewnych i znajomych królika, a dopiero potem ochłapy trafiają do ludzi z tłumu. Ewentualnie połowa nagród trafi do innych blogerów, którzy potem ewidentnie zrewanżują się tym samym, bo w blogowym świecie ponoć rączka rączkę myje…

Tymczasem to naprawdę zniechęca do organizowania czegoś na blogu…

A fakty są takie, że zawsze problemem jest dokonanie wyboru, bo:

Spora część „ludzi z tłumu” wchodzi na bloga tylko raz, aby wziąć udział w konkursie. A potem nie chce im się fatygować drugi raz chociażby po to, aby sprawdzić wyniki i w rezultacie albo nagrody przepadają, albo to ja muszę się upominać o dane adresowe. Czy aby na pewno to mi powinno zależeć na tym, aby nagroda trafiła do zwycięzcy, który ewidentnie ma to gdzieś, bo nawet zapomniał o tym, że brał udział w zabawie?

Nagrody są dla czytelników bloga i jako bloger wolałabym nagradzać osoby, o których wiem, że lubią bloga i nas, a nie TYLKO wizję potencjalnych nagród. Czemu? Patrz punkt 1. Tymczasem staram się być sprawiedliwa, wybierać najlepsze zgłoszenia (a nie znajome gęby) i nikogo nie dyskryminować. Niestety, mimo tego dyskryminacja ściśle wiąże się z problemami wymienionymi w dwóch kolejnych punktach…

Moi znajomi często nadsyłają świetne zgłoszenia, ale tym samym stawiają mnie przed dylematem… Bo jeśli akurat ich wybiorę to na bank pojawią się głosy, że nagrodę dostali TYLKO po znajomości i przestanę być wiarygodna dla pozostałych czytelników. Mam kogoś dyskryminować tylko dlatego, że ma tego pecha i zna mnie osobiście?

Jeśli nie daj buk nagrodzę innego blogera to będzie miała miejsce analogiczna sytuacja jak w punkcie 3. I nie ważne, że nawet nie miałam pojęcia, że Zdzisia z Wrocławia prowadzi od dwóch miesięcy mało znanego bloga. Albo że popularna Krysia faktycznie nadesłała zapierające dech w piersiach zgłoszenie, a tego czy prowadzi bloga, czy nie zupełnie nie brałam pod uwagę…


troll internetowy

Wniosek z tego taki, że dyskryminacja jest dla anonimów zła, ale tylko wtedy, gdy dotyka ich osobiście. Wtedy, gdy dotyka znajomych blogerach i innych blogerów (którzy – uwaga – nadesłali WARTOŚCIOWE zgłoszenia konkursowe!) nie ma już mowy o żadnej dyskryminacji. I nie ważne, że bardzo często blogerzy o pomoc w wyborze zwycięzców proszą osoby nie związane w żaden sposób z blogosferą, aby wyniki były jak najbardziej obiektywne. Anonimowe trolle widzą niestety tylko to, co chcą widzieć, czyli swoją krzywdę…

I tak w porównaniu do innych blogerek mam powody do szczęścia, bo moi czytelnicy w 99% po ogłoszeniu wyników są w porządku zarówno wobec mnie jak i wobec pozostałych uczestników. Nie zmienia to jednak faktu, że przed każdym konkursem stresuję się tym, co może się wydarzyć po ogłoszeniu wyników… A przez to pięć razy zastanawiam się czy aby na pewno gra jest warta świeczki.

P.S. Nie chciałam tym postem nikogo urazić, ale jak widzę ile wysiłku dziewczyny wkładają w organizację konkursów, a potem są mieszane z błotem to… nie wytrzymuję. I tylko utwierdzam się w przekonaniu, że DZIECI TRZEBA JAK NAJSZYBCIEJ NAUCZYĆ PRZEGRYWAĆ, aby nie wyrosły potem na anonimowe trolle, które nie radzą sobie z brakiem wygranej w (blogowym) konkursie. Smutne, to ale prawdziwe.

Podobało się? Podaj dalej: