Zalety pracy w telemarketingu

Jeszcze kilka lat temu problemem było dla mnie zrobienie zakupów (bo odezwie się do mnie ekspedientka!), zarejestrowanie się do lekarza (bo trzeba porozmawiać z rejestratorką!), zamówienie pizzy (bo trzeba złożyć zamówienie!) czy nawet… odebranie telefonu (bo trzeba rozmawiać!). Właściwie to od dziecka zmagałam się z blokadą, która sprawiała, że w towarzystwie innych bałam się odezwać. Oczywiste było dla mnie to, że nikogo nie interesują moje poglądy, że ludzie nie mają czasu, aby mnie wysłuchać… Bo niby po co?

Urodzenie dziecka niewiele zmieniło pod tym względem. Dalej byłam osobą, którą stres paraliżował na samą myśl o tym, że trzeba będzie z kimś rozmawiać. Z perspektywy czasu śmieję się, że przy porodzie nie byłam w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa (a tym bardziej krzyczeć z bólu jak inne kobiety), bo… głupio mi było zwracać na siebie uwagę. I pewnie do dziś nie wychodziłabym do ludzi, gdyby nie praca…

Telemarketing nie jest zbyt wdzięcznym zawodem, ale przypadkowo zdobyta praca na słuchawkach odmieniła moje życie.

Dlaczego?

Bycie telemarketerem dodaje odwagi w kontaktach międzyludzkich.

Praca na słuchawkach polega na rozmawianiu z ludźmi. Każdego dnia odbywa się od kilkudziesięciu do kilkuset takich rozmów (w zależności od branży i typu pracy), więc łatwo zapomnieć o swojej nieśmiałości. Nigdy nie da się też przewidzieć reakcji osoby po drugiej stronie słuchawki, więc niemożliwym jest wcześniejsze zaplanowanie sobie tego, co chcemy powiedzieć. Trzeba więc improwizować i nie przejmować się tym, jak wypadniemy – na szczęście pracując jako telemarketer raczej nie nawiązuje się z klientami relacji długoterminowych, co najwyżej może się zdarzyć, że taki osobnik wyśle nam potem zaproszenie do znajomych na Facebooku (tak, kilkukrotnie to przerabiałam…).

Uodparnia na krytykę.

Anonimowe hejty w internecie to pikuś w porównaniu z tzw. trudnymi klientami. Nie raz wrzeszczą, przeklinają i robią z człowieka idiotę, a tymczasem pracownik call center musi zachować spokój i robić swoje. Zwłaszcza, że rozmowy są rejestrowane i na bieżąco monitorowane przez kierownictwo. Wystarczy więc jedna nieuprzejma odzywka do klienta i człowiek trafia na bruk… Gdybym w tej sytuacji miała przejmować się wrednymi zagrywkami moich rozmówców to skończyłabym w pokoju bez klamek. Kiedyś latami rozpamiętywałam wszystkie nieprzyjemne sytuacje, a teraz (po kilku latach pracy na słuchawkach) – zapominam o nich jeszcze tego samego dnia.

12161792071928699605bastiyxc_katze_mit_telefon.svg.hi

Oczywiście, nie jest tak, że z dnia na dzień uporałam się ze swoją nieśmiałością i stałam się duszą towarzystwa. Do dziś mam problemy z nawiązywaniem nowych znajomości i to się pewnie nie zmieni jeszcze przez wiele lat. Nie wyobrażam sobie pierwsza zaczynać rozmowę (czego doskonałym przykładem było See Bloggers), bo czuję wtedy, że się nachalnie narzucam (żeby było śmiesznie – jeśli ktoś odezwie się do mnie jako pierwszy to NIGDY nie traktuję tego jako narzucanie się). Mimo wszystko w ostatnich trzech latach poznałam mnóstwo ludzi, którzy zostali ze mną na dłużej i z którymi mogę porozmawiać na każdy temat. Dla porównania – z czasów „przed eM” mam takich osób tylko kilka…

Gdybym więc miała jeszcze raz zaczynać swoją przygodę ze zdobywaniem doświadczenia na rynku pracy to na pewno zdecydowałabym się na start w telemarketingu. Tyle, że tym razem nie zrobiłabym tego z przypadku – wybrałabym tę drogę w pełni świadomie.

Podobało się? Podaj dalej: