pięćdziesiąt twarzy greya

Pięćdziesiąt twarzy Greya

I stało się – skończyłam „Pięćdziesiąt twarzy Greya” (pierwszy tom, na resztę brak mi póki co siły), a tuż po skończonej lekturze moja wewnętrzna bogini fiknęła trzy koziołki i zadała sobie pytanie: „What the fuck?!”

W swoim życiu przeczytałam grubo ponad tysiąc książek (z nudów wielokrotnie sięgałam nawet po Harlequiny!), ale jeszcze nigdy dotąd nie miałam do czynienia z równie irytującą główną bohaterką. Nie cierpię lasek, które same nie wiedzą czego chcą i z tego powodu strzelają fochy na facetów. Które robią coś wbrew sobie, po fakcie zalewają się łzami, a pięć minut później znowu dają sobą pomiatać i dochodzą (to słowo w kontekście Greya pasuje tu idealnie, co nie?) do wniosku, że tak na prawdę to właśnie tego potrzebują.

Nie wiem, nie ogarniam. A ponoć to ja mam wahania nastroju i trudny charakter… No ale nie nadaję się do bycia taką, żoną jakiej oczekują faceci, więc może nie powinnam się wypowiadać…? Nie zmienia to jednak faktu, że jako czytelniczka co kilka stron miałam ochotę przykuć Anę do łóżka, zakneblować i zdzielić pejczem, aby nieco się ogarnęła. Tylko pojawia się pytanie, czy to by cokolwiek dało, bo dla jej wewnętrznej bogini to ja już w ogóle nie widzę ratunku… I tylko Christiana mi żal, bo to niby on był w tym związku popaprany, pffff :P

555218_1.1

Na dobra, przejdźmy dalej. Cytując moją mamę: „staropanieństwo uderza mi już do głowy”, więc zdradzę Wam jeszcze jeden wstydliwy sekret. Ostatni raz miałam ochotę zdzielić kogoś pejczem (lub po prostu kijem bejsbolowym), kiedy czytałam na forach te wszystkie słowa oburzenia po emisji ostatnich odcinków „Rolnik szuka żony”. Był sobie program, byli uczestnicy, którzy SZUKALI miłości i którzy na wizji mieli okazję poznać kilka kandydatek. A naród się oburzył, bo tylko jeden rolnik się zakochał, a reszta stwierdziła, że to nie to.

Krótka analiza:

Jeden z panów prawie na dzień dobry usłyszał od kandydatki, że ona to w sumie już mogłaby z nim zamieszkać, bo po co czekać. Serio? Poznajesz kogoś w programie telewizyjnym, znacie się raptem kilka tygodni, a w planach tej drugiej osoby jest już wspólne mieszkanie, dzieci i ślub. Ja na pewno uciekłabym z krzykiem, więc wcale się nie dziwię, że pan rolnik nabrał dystansu…

Drugi z mężczyzn zapytał wybrankę, czy wyobraża sobie życie na wsi, a ona na to: „Żebym ja siebie widziała na wsi, to ty musisz się widzieć w mieście”. No żesz… ROLNIK szuka żony. R-O-L-N-I-K. Wyobrażacie sobie rolnika hodującego w bloku krowy, świnie i kury? Albo uprawiającego na balkonie zboże (na wszelki wypadek powtórzę – uprawiającego zboże, a nie seks)? Komuś chyba pomyliło się rolnictwo z graniem w farmę na Facebooku…

rol

Wniosek z tego taki, że popaprana jestem ja. I nic dziwnego, że nie mam (i nie będę miała) faceta, bo w moim związku to ja chciałabym nosić spodnie, a faceci w sukienkach w ogóle mnie nie kręcą :D

Podobało się? Podaj dalej: