zdrada

Zdrada? To nie moja bajka!

Podczas podróży na trasie Toruń-Poznań przeczytałam w jakiejś babskiej gazecie, że według badań CBOS do zdrady lub romansu przyznaje się 52% mężczyzn i 33% kobiet. Wynika z tego, że jeśli na kawę wpada do mnie koleżanka to… któraś z nas była/jest/będzie zdradzana przez faceta. Albo ona, albo ja – przygnębiające, prawda?

kawa

Zawsze zastanawiałam się czemu ludzie zdradzają. Wydawało mi się, że jeśli jestem z kimś, kogo kocham to siłą rzeczy nawet nie myślę o innych. Bo po co, skoro ten jedyny wystarcza mi do szczęścia? Jeśli ktoś w ogóle myśli o zdradzie to znaczy, że w jego związku źle się dzieje, a jeśli źle się dzieje to koniecznie trzeba coś z tym zrobić – albo walczyć w imię miłości, albo się rozstać i dopiero wtedy próbować na nowo ułożyć sobie życie (lub skakać z kwiatka na kwiatek jako wolny strzelec). W moim toku myślenia nie ma miejsca na zdradę i kropka.

Zasady zasadami, a życie pisze różne scenariusze. Taka sytuacja sprzed kilku miesięcy:

Napisałam mu, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym spotykać się z zajętym facetem. Że w ogóle nie wyobrażam sobie, że miałabym być tą trzecią. Co on na to? Pochwalił, pogłaskał po główce, a tydzień później zgrywał idiotę, kiedy zadzwoniła do mnie jego wieloletnia partnerka, z którą mieszkał i zorganizowałyśmy małą konfrontację twarzą w twarz. A ponoć nie zapraszał mnie do domu ze względu na szacunek do matki, u której „mieszkał”…

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że nic w życiu nie jest czarno-białe. Jestem przecież przykładem na to, że „ta trzecia nie zawsze złą kobietą była” – wystarczy odrobina naiwności i człowiek nieświadomie dostaje rolę w brazylijskiej telenoweli. Jeśli jednak chodzi o relacje damsko-męskie to ja jestem w tej kwestii trochę niedzisiejsza, o czym wspomniałam we wpisie „Nie nadaję się do bycia taką żoną, jakiej oczekują faceci”:

O tym, że relacje damsko-męskie są dziwne przekonałam się już w wieku nastu lat. Naiwnie zapytałam wtedy kolegę czy dla swojej dziewczyny zrobiłby wszystko. Powiedział, że i owszem, pod warunkiem, że naprawdę by ją kochał. Do tamtego dnia byłam przekonana, że ludzie są w związkach tylko wtedy, gdy darzą się nawzajem uczuciem, więc śmiało mogę przyznać, że moje idealistyczne podejście do świata legło wtedy w gruzach… Już chyba wolałabym usłyszeć, że ją kocha, ale aż na takie poświęcenia nie jest gotowy…

Powyższy wpis napisałam kilkanaście miesięcy temu. Dziś jestem w związku i na pewne sprawy patrzę z innego punktu widzenia, jednak w dalszym ciągu żal mi kobiet, które nawet przez krótki czas nie potrafią być same i wolą męczyć się z byle kim, byleby tylko móc pochwalić się na Facebooku statusem „w związku”…

Podsumowując – może i jestem naiwna, ale skoro z kimś jestem to znaczy, że kocham, a jeśli kocham to nawet nie myślę o zdradzie. Dla mnie to taka sama oczywistość jak to, że 2+2=4, więc mój partner może być pewien, że dopóki z nim jestem to nie będę szukać przygód.

Podobało się? Podaj dalej: