„Zła matka. Kronika matczynych wykroczeń, drobnych katastrof i rzadkich momentów chwały”

Ayelet Waldman przed laty wyznała, że swojego męża kocha bardziej niż swoje dzieci. Stało się to tematem ogólnonarodowej dyskusji, pojawiło się nawet wiele głosów domagających się odebrania jej praw rodzicielskich! Efektem całej tej „afery” jest książka „Zła matka. Kronika matczynych wykroczeń, drobnych katastrof i rzadkich momentów chwały”, która już od 5 maja będzie dostępna w księgarniach.

zła matka

O czym ona jest? O macierzyństwie. Ale nie takim wyidealizowanym jak we wszystkich poradnikach dla młodych rodziców, a raczej o prawdziwym macierzyństwie – czasem frustrującym, innym razem porywającym. Autorka opowiada o swoich doświadczeniach jako matka czwórki dzieci, żona i kobieta spełniająca się życiowo. Bez lukru pisze o takich kwestiach jak problemy z laktacją, problemy ze zorganizowaniem czasu dla dzieci czy nawet problemy z ciążą. Jednocześnie na każdym kroku podkreśla jak bardzo kocha swoje dzieci, a ja – jako czytelniczka książki – zupełnie jej w to wierzę. I podczas lektury chwilami mam ochotę zawołać: „Hej, Ayelet, ta książka jest po części również o mnie!”.

„Ta książka opowiada o niebezpieczeństwach i radościach towarzyszących próbie bycia przyzwoitą matką w świecie, który chce, bym czuła się zła”

Jako matki ciągle jesteśmy oceniane przez nasze otoczenie. Tak na dobrą sprawę zaczyna się to już w chwili, kiedy oznajmiamy, że spodziewamy się dziecka. Słyszymy np., że czegoś nam nie wypada robić z brzuchem. Weźmy na przykład taką plażę – często widzę jak ciężarne są tam wytykane palcami, a ludzie powtarzają, że jak tak można w ich stanie paradować w stroju kąpielowym? Przecież nie ma w tym nic złego, o ile przyszła mama podchodzi do tego z rozsądkiem i unika długiego przesiadywania na słońcu! Albo przypomnijcie sobie jak często słyszałyście od (zwłaszcza) starszych kobiet, że jecie za mało, bo w ciąży powinnyście jeść za dwoje? Na nic zapewne zdawały się tłumaczenia, że wystarczy jeść tylko trochę więcej, a dziecko i tak urodzi się zdrowe… Po porodzie jest już tylko gorzej…

Jesteśmy złymi matkami, bo czasem mamy ochotę pobyć sam na sam z partnerem. Jesteśmy złymi matkami, bo w upalne dni nie ubieramy dziecku skarpetek albo idziemy na łatwiznę i karmimy dziecko butelką zamiast podać mu pierś (a może po prostu z jakichś względów nie możemy karmić piersią?). Poza tym złe matki wracają do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim nawet wtedy, gdy mogą pozwolić sobie na spędzenie najbliższych lat w domu. Lista naszych przewinień jest imponująca – mnie samą rodzina nieomal zlinczowała za to, że dawałam Mateuszowi do picia herbatki bez cukru („jak tak można oszczędzać na dziecku?!”)!

matka

Patrząc na to wszystko w ten sposób – przyznaję się do bycia złą matką. Czemu? Bo często chowam przed Mateuszem farby, aby nie musieć sprzątać bałaganu. Bo sadzam go przed telewizorem, żeby mieć chwilę na przegląd prasy. Bo nie zawsze uważnie słucham tego, co Mati ma mi do powiedzenia. I wreszcie – bo chociaż kocham mojego synka, to dla jego szczęścia nie zrezygnuję z mojego szczęścia. W naszej rodzinie nasze potrzeby są równoważne. Potrafię zrezygnować z kupna nowych butów dla siebie, aby kupić buty dla Mateusza. Ale równocześnie nie koniecznie ulegnę mu kwestii kupna nowej zabawki, bo być może akurat tego dnia wolę wydać pieniądze na siebie. Rozumiecie o co mi chodzi?

„Uważam, iż warto być matką (…), która nie przejmuje się tak bardzo, czy będzie dobra czy zła, ale wie, że jest taka i taka. Matką, która robi, co w jej mocy, i wie, że to zupełnie wystarczy, nawet jeśli ostatecznie to, co w jej mocy, okaże się tylko niezłe.”

Na prawdę zachęcam Was do sięgnięcia po książkę Ayelet Waldman. Jestem pewna, że wiele z Was poczuje się jakby czytało o sobie, a nie o wyidealizowanej Matce Polce, która w pełni poświęca się dla rodziny. Przeczytanie książki parę dni temu zajęło mi kilka godzin. Dziś czytam ją po raz drugi. I ciągle jest mi mało! :)

Podobało się? Podaj dalej: