Przydwórz

Przydwórz 2011

Jak minęły nam wakacje?

Najlepiej opisze to nasz wakacyjno-wyjazdowy alfabet:

A jak atrakcje, czyli wszystko to, co jak magnes przyciągało Mateusza: trampoliny, zjeżdżalnie, karuzele, wata cukrowa…

B jak bagaż. Wyobraźcie sobie, że w dniu wyjazdu miałam problem ze zmieszczeniem całego naszego bagażu do samochodu :D I pomyśleć, że to tylko na tydzień i do w pełni wyposażonego domku letniskowego cioci… Co by było, gdybym na dwa tygodnie wyjeżdżała za granicę?!

C jak cola, która dla mnie ma smak lata :)

D jak deszcz, który padał przez pół niedzieli i troszkę w poniedziałek, co trochę utrudniało nam korzystanie z plaży. Ale że nie lało całymi dniami, to udało nam się każdego dnia wybrać chociaż na chwilkę nad wodę :)

E jak energia rozpierająca Synusia eM od rana do wieczora. Czasem aż za bardzo :D

F jak frajer, czyli ulubione powiedzonko Mateusza o kimś, kto go czymś wkurzył na plaży. placu zabaw czy w ogóle gdzieś indziej :P

G jak grzyby rosnące na działce… Szkoda tylko, że trujące :(

H jak hałas. Bo szczęśliwe dziecko nie dość, że musi się wybrudzić to i wykrzyczeć podczas emocjonującej zabawy :)

I jak insekty. Jedynym minusem tego wyjazdu były wszechobecne komary, osy, pająki, mrówki i inne wstrętne robale :P

J jak jezioro. To wokół niego toczyło się całe nasze życie w ciągu ostatniego tygodnia :)

K jak książki, które namiętnie pochłaniałam siedząc na plaży. Synuś eM brykał z dziećmi, a ja czytałam, czytałam, czytałam…

L jak lody… Praktycznie nie było dnia bez obowiązkowego wypadu na lody :) A najlepiej – czekoladowe :)

M jak morderstwo. Moje dziecko wmówiło sobie, że dwóch (młodszych!) kolegów chciało go zamordować na zjeżdżalni. Był płacz, smutek i złość, a z mojej strony – tłumaczenie, że zadeptanie Synusia eM było jedynie nieszczęśliwym wypadkiem przy zabawie…

N jak nuda. Kiedy Synuś eM szedł spać, ja umierałam z nudów… Mimo wszystko fajnie byłoby móc wtedy urządzać sobie pogaduchy z kimś w moim wieku…

O jak opalenizna. W tym roku udało mi się nie spalić sobie pleców. Wszystko to dzięki mojemu kochanemu smarowaczowi – Synuś eM dzielnie smarował mnie kremem z filtrem, a ja smarowałam jego. W efekcie oboje jesteśmy brązowi i to bez żadnych przykrych przygód :)

P jak plac zabaw, na którym spędzaliśmy każde popołudnie – grając w piłkę, bujając się na huśtawkach czy też bawiąc się w berka :)

R jak remont. Chociaż odbywał się 35 km od nas, to jednak każdego dnia spędzałam kilkadziesiąt minut wisząc na telefonie i dowiadując się co i jak.

S jak słońce. W tym roku prawdziwie nas rozpieszczało i dotrzymywało nam towarzystwa prawie każdego dnia :)

T jak towarzystwo. Już pierwszego dnia Mati zorganizował sobie nowych znajomych, z którymi biegał po plaży. Poza tym na placu zabaw spisywał się na medal zabawiając młodsze dzieci i tłumacząc im co wolno, a na co są za małe :) Z kolei w wodzie ganiał się ze starszymi od siebie – i o dziwo to oni szukali jego towarzystwa, a nie na odwrót…

U jak uwaga. A mianowicie uważanie na różne pomysły Mateusza, np. skakanie z rozbujanej huśtawki czy też samodzielne odpływanie na głęboką wodę…Hop siup i trzeba było gnać za moim małym bohaterem żadnym przygód :P

W jak woda. Codziennie przez kilka godzin moczyliśmy się w jeziorze. A raczej pływaliśmy – ja swoją ułomną żabką, a Synuś eM wspomagając się swoim żółwikiem-ratunkowym :)

Z jak zmęczenie… Od nadmiaru wrażeń i atrakcji :D

Podobało się? Podaj dalej: