„… bo człowiek bez pas­ji nudzi swoją duszę”

„Jest jed­na za­sad­nicza rzecz ok­reślająca wyjątko­wość człowieka – pasja”

Kiedy byłam małą dziewczynką moi rodzice nigdy nie zachęcali mnie, aby miała jakieś zainteresowania, nie wozili mnie na dodatkowe zajęcia… Teraz ginę w tłumie i nic nie wyróżnia mnie na tle innych ludzi, a czas wolny spędzam przed telewizorem albo przed komputerem – zero pomysłu na siebie. Żałuję, że nie zaszczepiono we mnie miłości do czegokolwiek – tańca, sportu, malowania… Że nie mam żadnego hobby, któremu mogłabym poświęcać swoje życie i dążyć do realizacji związanych z nim celów.

Synuś eM od dwóch lat dwa razy w tygodniu chodzi na taniec towarzyski w przedszkolu. Dlatego, że sam tego chciał, ale… muszę przyznać, że przez moment miałam nadzieję, że może świat tańca go zafascynuje i stanie się jego pasją. Okazało się jednak, że to nie jest to, co dzieć kocha najbardziej i w czerwcu ostatecznie skończy się jego przygoda z walcem wiedeńskim, cza-czą i sambą. To jego decyzja, więc nic na siłę – nie chcę być kolejną mamuśką, która przenosi na dziecko swoje niespełnione marzenia. Chciałabym jednak zaszczepić w nim miłość do CZEGOŚ, co dawałoby mu radość, aby w dorosłym życiu nie żałował niczego tak jak ja…

tenis

We wtorek byliśmy więc na pierwszym treningu tenisa i na 90% Mateusz dalej będzie trenował dalej. Jestem niemal pewna, że nie zostanie drugim Fibakiem czy Janowiczem, ale skoro sprawia mu to przyjemność, to czemu by nie spróbować? Na chwilę obecną udało mi się zorganizować grafik w pracy tak, aby móc odwozić młodego na zajęcia raz w tygodniu (na babcię w tym zakresie nie mogę liczyć, bo wiem, że byłoby to dla niej zbyt duże obciążenie) oraz uzgodnić z trenerem, że póki co dzieć będzie ćwiczył właśnie raz w tygodniu (grupa trenuje dwa razy w tygodniu, ale tego nie byłabym w stanie pogodzić z moją pracą). We wrześniu zastanowimy się co dalej, bo po pierwsze Synuś eM może tego nie udźwignąć (nasze wtorki będą niestety wyglądać tak, że od 6 do 20:30 będziemy poza domem), po drugie – może mu się najzwyczajniej w świecie odechcieć, a po trzecie – jego szkoła (jak to dziwnie i zarazem dorośle brzmi!) ma własne korty i być może będzie grał właśnie tam…

Wiem natomiast jedno – jeżeli tenis nie wypali to będziemy próbować dalej dopóki mojemu dziecku nie zabraknie zapału.

P.S. I znowu moje plany dotyczące zrobienia prawa jazdy zostały pokrzyżowane… Zdecydowanie wolę inwestować w moje dziecko :)

Podobało się? Podaj dalej: