dom

Mama wraca do… domu

Od prawie 1,5 roku pracuję. Nie dlatego, że chcę, ale dlatego, że muszę – tylko i wyłącznie na mnie spoczywa obowiązek utrzymania dziecka i zaspokojenia jego potrzeb. A jak wiadomo dziecko to studnia bez dna jeśli chodzi o wydatki (a już zwłaszcza dziecko w wieku szkolnym…).

Praca w call center nigdy nie była (i nie będzie) spełnieniem moich marzeń, ale też nie jest jakoś mega niewdzięczna. Wręcz przeciwnie – dodała mi pewności siebie, odporności na stres oraz empatii. Problem w tym, że każdego dnia w pracy coraz częściej towarzyszyły mi rozważania „mieć [pieniądze] czy być [z dzieckiem]”.

Pieniądze pieniędzmi, ale przecież nie to jest w życiu najważniejsze…

Nie zawsze mogę odebrać Mateusza ze szkoły, co za każdym razem doprowadza go do łez.

Nie zawsze mogę pomóc mu w lekcjach, a on uparcie odmawia odrabiania ich z kimś innym.

Nie mam kiedy pomagać mu w nauce do sprawdzianów, bo w domu wciąż się mijamy.

tęsknota

Każdego dnia, tygodnia i miesiąca przeliczam na godziny czas spędzony z własnym dzieckiem. I to jest smutne, że zdarzają się tygodnie, kiedy od poniedziałku do piątku widzę go przez godzinę dziennie – w drodze do szkoły. Chociażby wczoraj pisałam na Facebooku, że mam wolne od dziecka – mieszkamy pod jednym dachem, a jednak nie miałam okazji porozmawiać z nim od piątku (godz. 7:00) do soboty (godz. 17:30). Nie tak powinno wyglądać bycie matką…

Tym samym 31 stycznia po raz ostatni idę do pracy. Nie chcę przegapiać już więcej momentów z życia mojego dziecka i patrzeć na jego łzy, kiedy oznajmiam, że „w tym tygodniu pracuję na drugą zmianę, więc ze szkoły odbierze Cię babcia”. To ja jestem jego matką, a nie babcia i to mnie potrzebuje najbardziej kiedy już wraca ze szkoły.

To ostatni dzwonek, aby spróbować zmienić coś w swoim życiu. Do lipca mam rentę rodzinną po ojcu, więc póki co mogę sobie pozwolić na luksus szukania pracy, którą da się pogodzić z życiem rodzinnym. Chociaż będę musiała znacznie ograniczyć wydatki (przynajmniej o połowę) to z głodu w tym czasie nie umrzemy, więc widzę dla nas światełko w tunelu. Bo wiecie… kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana :P

Tak więc trzymajcie za nas kciuki!

Podobało się? Podaj dalej: