Jak już wiecie – bo powtarzam to do znudzenia – ten rok zdecydowanie nie jest moim rokiem.
Niby to dopiero trzy miesiące, ale nawet nie umiem sobie wyobrazić co musiałoby się wydarzyć w najbliższych tygodniach, abym zmieniła zdanie… Chyba nawet wygrana kilku milionów w totolotka nie poprawiłaby mi humoru (chociaż na pewno rozwiązałaby moje problemy finansowe). Mój optymizm ewidentnie poległ na domowym froncie i od kilku tygodni staram się go jakoś reanimować, jednak póki co efekty są mizerne (stąd też cisza na blogu).
Rok temu nie pisałam, bo byłam pochłonięta szczęściem i pozytywnymi wydarzeniami w moim życiu, a w tym roku milczę, bo po prostu częściej jest mi smutno i źle.
Ot, sinusoida życia ludzkiego…
Chciałabym znowu wstawać rano z uśmiechem na ustach i energią do działania. Chodzić na zakupy i bez zastanowienia wkładać do koszyka kolejne produkty albo nie musieć podejmować decyzji, który rachunek mogę opłacić z opóźnieniem, a który muszę uregulować natychmiast… Niestety, wygrzebanie się z tego wszystkiego zajmie mi jeszcze wiele miesięcy i dlatego rok 2016 najchętniej wykreśliłabym z mojego życiorysu.
Muszę jednak pamiętać, że:
Sinusoida – raz w górę, a raz w dół… Raz wzloty, a raz upadki… W związku z tym pocieszam się myślą, że skoro teraz jest „dół”, to w 2017 roku w końcu będzie już tylko „w górę”. Bo przecież nie ma innej opcji skoro mam przy sobie ludzi, których kocham i na których mogę zawsze liczyć, prawda?