o przemocy w przedszkolu

Miłość jest ślepa, czyli co nieco o przemocy w przedszkolu

Od jakiegoś czasu na nogach Synusia eM obserwowałam niezliczoną ilość małych siniaków. Pytany o nie zawsze twierdził, że nie pamięta gdzie się uderzył, że nie wie co to jest. Wierzyłam mu, bo ja sama mam dość wrażliwe ciało i praktycznie non stop mam od groma siniaków.

Ostatnio zastanowiło mnie jednak, że po 3 tygodniach spędzonych w domu nogi były w porządku, a po 3 dniach w przedszkolu znowu pojawiły się te małe kropki… Nawet zapytałam młodego czy ktoś go nie uderzył. Zaprzeczył.

W czwartkowe popołudnie Synuś eM z płaczem wyznał, że od dłuższego czasu dzieci w przedszkolu się z niego naśmiewają, szczypią go, popychają… Poprosił też, abym coś z tym zrobiła, bo „źle czuje się w przedszkolu, a nie chce chodzić gdzieś indziej„. Po kilku godzinach rozmów uznałam, że następnego ranka porozmawiam z nauczycielką i zgłoszę, że dzieje się coś złego. Może nie do końca wierzyłam, że sytuacja faktycznie jest aż tak zła (skoro dotąd na inne dzieci Mateusz nic nie narzekał), ale uznałam, że lepszy będzie fałszywy alarm niż nie podjęcie próby wyjaśnienia sytuacji.

smutek

Tak więc w piątek poprosiłam przedszkolankę o rozmowę i opowiedziałam o tym, co usłyszałam od własnego dziecka. Była zszokowana, bo nie zauważyła, aby mały miał jakieś problemy z rówieśnikami, chętnie dołączał do nich podczas zabawy. Obiecała jednak, że jeszcze sama z nim porozmawia i będzie baczniej obserwować co się dzieje w grupie (jak sama powiedziała: „Dzieci potrafią bić się tak, aby dorosły nic nie zauważył”).

Popołudniu Mateusz opowiedział, że wskazał pani dzieci, które najbardziej mu dokuczały, a ona z nimi porozmawiała. Dziewczynki (!) do wszystkiego się przyznały i przeprosiły Mateusza, a on został pouczony, że zawsze ma takie zachowania zgłaszać dorosłym, bo nikt nie ma prawa mu dokuczać.

A wiecie czego w tym wszystkim nie ogarniam? Że dziewczynką, która najbardziej dokuczała Synusiowi eM jest jego ukochana… Koleżanka, w której zakochał się prawie 2 lata temu i którą do dziś (!) ubóstwia – pomimo tego, że H. wciąż go odrzuca, wciąż go rani… Miłość jest ślepa, zdecydowanie… Nawet w wykonaniu małego dziecka, a cóż dopiero dziwić się dorosłym, którzy wiążą się z nieodpowiednimi osobami i nie potrafią tego przerwać…

niespełniona miłość

Nawet wczoraj Mateusz w szatni rozmawiał z H. jakby nigdy nic. Z jednej strony cieszę się, że nie jest pamiętliwy, ale z drugiej strony… Już się boję jak bardzo życie mu jeszcze nakopie do tyłka skoro już w wieku niespełna 7 lat przeżywa takie historie rodem z brazylijskiej telenoweli…

W takich momentach trudno jest być mamą i patrzeć na cierpienie dziecka…

Podobało się? Podaj dalej: