na diecie

Mama (Ka) na diecie

Tradycją stało się u mnie robienie noworocznych postanowień, przy czym gorzej bywa z ich realizacją…

W tym roku po raz kolejny obiecałam sobie, że uda mi się zrzucić zbędne kilogramy. I doszłam do wniosku, że łatwiej jest przejść na dietę, kiedy nie jest się mamą… Dlaczego?

Kiedy ma się dziecko to w domu automatycznie pojawiają się słodycze, chrupki, słodkie desery, soki, napoje… I chociaż chowam je głęboko do szafki to jednak kuszą i kuszą… A przecież nie odmówię tego dziecku, bo to nie ono potrzebuje odchudzania tylko ja. Dodam, że Synuś eM w przeciwieństwie do mnie zna umiar i czekolada starcza mu na tydzień, a nie na 5 minut :P

na diecie

Poza tym przyłapałam się na tym, że non stop dojadam coś po Mateuszu, bo żal mi to wyrzucić. A to 1/3 pszennej bułeczki, a to kawałek wafelka, a to pół kanapeczki… Ziarnko do ziarnka i uzbiera się tego trochę w ciągu dnia :P

Ale z drugiej strony… Nic tak nie motywuje do wysiłku jak Synuś eM zarządzający powrót z przedszkola na pieszo zamiast jazdy autobusem, bo „mamusiu, przecież sama mówiłaś, że chcesz schudnąć, więc musisz być w formie!”. Jak widać młody odchudzaniem przejmuje się bardziej ode mnie – ba, co wieczór sam robi nawet serię brzuszków, przysiadów i skłonów :P Ja obserwuję, bo po kilkunastu godzinach poza domem nie mam siły na nic innego…

Podobało się? Podaj dalej: