Jak sam tytuł wskazuje – ten wpis (nie) będzie o „Krainie Lodu” (ostatnimi czasy oboje z eM mamy bzika na punkcie piosenek z tej bajki). O czym więc chcę napisać? O ogromnej odpowiedzialności. O sile uczuć. O mother power, czyli o macierzyństwie.
Czasem przeraża mnie sam fakt posiadania dziecka. Spoczywa na mnie ogromna odpowiedzialność za drugą osobę i tak naprawdę w dużym stopniu to ode mnie zależy na kogo wyrośnie mój syn. Jestem też świadoma tego, że nie uniknę popełniania błędów (na czymś uczyć się trzeba…), ale to nie zmienia faktu, że są takie chwile, kiedy mam ochotę się poddać – wyjść i zatrzasnąć drzwi… Nie radzę sobie z tym wszystkim, kiedy mam gorszy dzień, niestety…
Jednak z drugiej strony – mam tę moc! Powołałam do życia drugiego człowieka. Nauczyłam go siadać, chodzić, mówić… Zresztą w dalszym ciągu każdego dnia uczę swoje dziecko wielu nowych rzeczy – określania swoich emocji, empatii, życia w społeczeństwie, radzenia sobie w życiu… a także zasad ortografii, znaczenia słów (ostatnio wzięliśmy pod lupę homonimy), mnożenia, dzielenia i wszystkiego tego, co spędza uczniom sen z powiek :)
Wychowując dziecko kształtuję jego osobowość, poglądy i postrzeganie świata. Mam więc w swoich rękach bardzo cenny dar… Mam tę moc, dzięki której mogę w eM rozpalić to, co się w nim tli!
I jedyne co muszę zrobić to… nauczyć się nad tym panować. Tak, aby w byciu matką codziennie dawać z siebie wszytko. A dokładniej – wszystko to, co najlepsze.