Pamiętacie moje noworoczne postanowienie? Przez kilka miesięcy trochę mi się o nim zapomniało i waga ciągle pokazywała 71 kg. Ponad miesiąc temu wzięłam się jednak za siebie i w efekcie ważę teraz 66 kg. To w dalszym ciągu nie jest mało, ale ostatni raz ważyłam tyle jeszcze w gimnazjum :) Przez to wszystko mogłabym całe dnie spędzać w sklepach i bez końca przymierzać ciuchy. Coraz częściej sięgam po te w rozmiarze M, co zdecydowanie poprawia mi humor, bo pamiętam jeszcze czasy, gdy nawet XL było na mnie za małe. Cieszy mnie nawet to, że ulubione spodnie spadają mi z tyłka, a niektóre fajne ciuchy wypatrzone w SH są na mnie za duże. Mam nadzieję, że uda mi się dobić co najmniej do tych wyczekiwanych 60 kg.
Pora wyjaśnić, co mnie skłoniło do przemyśleń dotyczących wagi. Otóż w pokoju mamy ostatnio rozłożony leżak, na którym wyleguję się przed TV. Wczoraj Mateusz wskoczył na mnie, gdy odpoczywałam oglądając MTV. Jego 18 kg to wcale nie tak mało, więc ciężko było mi leżeć (i oddychać) z Synusiem eM na brzuchu. Ledwo zipałam, aż tu przyszło oświecenie: 66+18=84. Słownie: osiemdziesiąt cztery kilogramy. Dokładnie tyle ważyłam jeszcze 3 lata temu! Dopiero wczoraj poczułam w pełni ile udało mi się osiągnąć przez ten czas w kwestii walki z nadwagą…