Mateusz dorasta, a mi jest z tym baaardzo ciężko. No bo jak to tak? Że Mini Mini jest już beee?! Że teraz już nie chce kolejnej bluzki z Bobem Budowniczym?! Albo czytanie bajek przed snem – czemu przygody Tomka i jego przyjaciół już nie fascynują mojego dziecka?! Tęsknię za tym maluszkiem, który do niedawna dreptał po domu :( Teraz w telewizji liczy się tylko Cartoon Network… Jak ubrania – to tylko Ben 10. A na dobranoc moje dziecko domaga się „Bazyliszka” (ja bałam się go czytać nawet w wieku 12 lat!)…
Kiedy ten czas zleciał?! Przecież Synuś eM dopiero co debiutował w przedszkolu, a tu już majaczy przed nami widmo zerówki… Planuję co prawda zostawić małego w oddziele przedszkolnym, ale to nie zmienia faktu, że mój 5-latek będzie w zerówce!
Poza tym moje dziecko jest pierwszym rocznikiem, który rozpocznie szkołę obowiązkowo już w wieku 6 lat. Przeraża mnie to. Czemu mój syn ma stracić rok beztroskiego dzieciństwa? Ja rozumiem, że w pierwszej klasie dzieci uczą się jeszcze przez zabawę, ale to nie zmienia faktu, że robią to w szkole. Mieszkam w sporym mieście i jakoś nie widzę Mateusza w wielkim budynku, w którym uczy się kilkuset uczniów. Poza tym obie nasze rejonowe podstawówki są połączone z gimnazjami. Jedno wejście, szatnie niemalże tuż obok siebie… Brzmi nieciekawie, prawda? Dodajcie do tego podlegające pod nasz rejon osiedle bloków socjalnych, gdzie mieszka sporo patologicznych rodzin. W ich pobliżu mieszkała moja koleżanka i zdarzało się, że z podwórka ginęło jej pranie! Niemalże codziennie rano jeżdżę z Mateuszem autobusem, który dowozi dzieci właśnie do szkoły. To, co tam się dzieje to jakaś masakra. Kilkulatki używają takiego języka, że aż szczęka opada. Dzieci się biją, rzucają w siebie śmieciami, rozrzucają kanapki i wylewają napoje. Kierowcy nie reagują, bo się najzwyczajniej w świecie boją! Nawet Mateusz woli w miarę możliwości iść pieszo na inny autobus, bo go to wszystko przeraża. Może i moje dziecko jest śmiałe i wygadane, ale źle czuje się w wielkiej grupie i boi się hałasu. Tak samo jest z zabawą – lubi towarzystwo, ale są chwile, kiedy woli pobyć sam i nikt nie jest mu potrzebny do szczęścia, wręcz przeciwnie.
Gimnazja są jeszcze gorsze. Słyszałam o pobiciu nauczyciela za to, że postawił komuś jedynkę za ściąganie. Poza tym pojawiają się tam narkotyki, ale to już chyba norma we wszystkich dzisiejszych szkołach…
Smutne w tym wszystkim jest to, że ja sama chodziłam do jednej z tych szkół i wspominam ją bardzo dobrze. Wspaniali nauczyciele, mnóstwo zajęć pozalekcyjnych… Oczywiście nie zawsze było idealnie, bo już za moich czasów zdarzały się nieciekawe historie. Ale chyba nigdy na taką skalę jak teraz… Moi rówieśnicy byli inni (chociaż zdarzały się wyjątki). Makijaż był nie do pomyślenia, a teraz ciężko znaleźć niewytapetowaną gimnazjalistkę… Albo farbowanie włosów – ja sama miałam za to obniżone zachowanie na koniec gimnazjum i praktycznie mało która dziewczyna się na to decydowała. A teraz?
I dlatego tak bardzo przeraża mnie dorastanie mojego dziecka… A już zwłaszcza jego pójście do szkoły…