Halo halo

Swój pierwszy telefon komórkowy dostałam bodajże w 6 klasie szkoły podstawowej. Ale miałam wtedy radochę! Z perspektywy czasu dziwię się tylko jakim cudem wystarczało mi wtedy 30 zł miesięcznie na rozmowy i smsy, skoro nie było wówczas żadnych pakietów i najzwyklejszy sms kosztował ponad 20 groszy, a minuta połączenia prawie 2 zł?

Od czasów mojej starej Motoroli minęło już tyle lat. Potem były liczne Siemensy, Nokie, Sony Ericssony, Samsungi… Jednym słowem od koloru do wyboru.

W październiku wymieniałam sobie i mojej mamie telefony. A że stare w dalszym ciągu działały, to po prostu włożyłam je do szuflady. Aż pewnego dnia natchnęła mnie myśl… Uznałam, że skoro Mateusz tak bardzo lubi rozmawiać przez telefon to warto zrobić mu frajdę i podarować mu wręcz zabytkowy (bo jeszcze z niekolorowym wyświetlaczem) telefon mojej mamy. I tak oto Synuś eM stał się komórkowcem :)

komórka

Uznacie mnie pewnie za wariatkę skoro 4-latkowi dałam komórkę. Postaram się więc wytłumaczyć Wam na jakiej zasadzie to wszystko się odbywa. Mateusz wie, że tamten telefon należy do niego (i każdemu o tym mówi). Komórka non stop leży na szafce w kuchni, ale nie pokazałam małemu jak z niej dzwonić, zresztą on się do tego nawet nie garnie (chociaż co miesiąc zasilam mu konto za 5 zł tylko po to, aby utrzymać możliwość odbierania połączeń). Rodzinie podałam numer Młodego i od czasu do czasu, jak ktoś ma chęć z nim porozmawiać, to po prostu dzwoni na telefon Mateusza, a nie na mój. Odbieranie połączeń nie jest trudne, więc moje dziecko nie ma z tym żadnego problemu i radzi sobie samo. Wcześniej Matuś rozmawiał z innymi przez mój telefon, a teraz – przez swój, ot, na tym polega różnica. Tylko nie myślcie sobie, że jego telefon ciągle dzwoni :) Otóż raz na kilka tygodni odzywa się do Mateusza któraś z cioć, częściej to moja mama dzwoni z pracy albo ja z uczelni (lub ze sklepu z pytaniem co mu kupić) :) Aha, zapomniałabym dodać, że telefonu Młodego nigdy nie zabieramy ze sobą, jeśli gdzieś wychodzimy.

Telefon i tak leżałby niepotrzebny, a Mati jest wniebowzięty. Zauważyłam nawet, że nasze telefony zupełnie przestały go interesować (a więc mają szansę na długi i spokojny żywot). Niby taka mała rzecz, a jak cieszy :)


Trafiłam dziś na cytat, który tak bardzo mi się spodobał, że nie mogłam sobie odmówić skopiowania go na bloga :)

„Rodzice są kośćmi, na których dzieci ostrzą sobie zęby.”

Peter Ustinov

Podobało się? Podaj dalej: