Nigdy nie przejawiałam zdolności matematycznych. Zresztą ogólnie przedmioty ścisłe sprawiały mi problemy i nigdy ich nie lubiłam. Mimo wszystko uparcie wybierałam zawsze te klasy, w których matematyka była na poziomie rozszerzonym (mat-inf w gimnazjum i mat-fiz-inf w liceum). Sama nie wiem czemu, może chciałam lepiej poznać swojego wroga? :)
„Matematykę można zdefiniować jako przedmiot, w którym nigdy nie wiadomo, o czym się mówi, ani, czy to, o czym się mówi, jest prawdziwe.”
Bertrand Russell
I teraz historia zatacza koło. Mamy rok 2011 i co? Okazuje się, że przedszkole Mateusza wdraża program, w którym główny nacisk kładzie się na naukę… matematyki. Biedny Synuś eM… Jeszcze miesiąc temu mówił mi, że „boi się iść do szkoły, bo na pewno obleje matmę” i pytał mnie „kto w ogóle ją wymyślił?” A teraz okazuje się, że już w przedszkolu będzie musiał zaprzyjaźnić się ze swoim wrogiem :D
P.S. To nie ja zaszczepiłam w nim strach przed matematyką. Dziwnym trafem to jest zawsze ten przedmiot, którego najbardziej boją się bohaterowie ulubionych bajek Mateusza (i w książkach, i w tv).