Do napisania tej notki zainspirował mnie pewien temat poruszany kiedyś na jednym z forów internetowych (nie pamiętam dokładnie na jakim). Pewne małżeństwo nie było w stanie zdecydować się na dziecko, bo zarabiali skromne 7.000 zł miesięcznie.
Przyznam, że na mnie zrobiło to wrażenie, bo jakby nie patrzeć – 7 tysięcy to chyba jednak sporo? Już nie raz pisałam ile kosztuje mnie dziecko i faktem jest, że nie należy ono do najtańszych w utrzymaniu, ale bez przesady. Maluch ma wiele potrzeb – dobre jakościowo jedzenie, ciągle nowe ubranka… Ale mimo wszystko da się przeżyć za ułamek kwoty, o której pisało tamte małżeństwo. I wcale nie oznacza to, że trzeba na dziecku oszczędzać ile się da, ubierać je koniecznie w SH i w ogóle nie kupować mu zabawek!
Co do jedzenia – zdarzyło mi się kiedyś napisać na innym forum, że nie stać mnie na kupowanie drogich wędlin dla (wówczas 2-letniego) Synusia eM. Jedna z dziewczyn stwierdziła, że przecież taki malec nie zjada nie wiadomo ile szynki, a jeden czy dwa plasterki za 50 zł/kg nie będą mnie kosztowały nie wiadomo ile. Pomyślałam, sprawdziłam i wiecie co? Od tamtej pory zdarza mi się bez wstydu poprosić w sklepie o 2-3 plasterki droższej wędliny i z uśmiechem dodać, że to dla dziecka. Sprzedawczynie nie patrzą na mnie wtedy jak na kosmitkę, a wręcz przeciwnie – doradzają co jest najświeższe i najlepsze. Oczywiście z wiekiem zeszliśmy na trochę niższe pułapy cenowe niż te 50 zł za kilogram, ale nadal nie kupuję małemu najtańszych wyrobów „wędlinopodobnych” ;)
Ubrania – sama kupuję je w SH, bo lubię (i dzięki temu oszczędzam). Staram się wybierać rzeczy jeszcze z metkami albo te praktycznie niezniszczone. W domu je piorę i jakoś nie przeraża mnie wizja Mateusza w ubraniach po innym dziecku. A jeśli kogoś odstraszają lumpeksy to zawsze może polować na promocje i wyprzedaże. Poza tym latem można kupować cieplejsze ubranka, a zimą – te na letnie upały. W ten sposób da się oszczędzić nawet kilkadziesiąt procent!
Zabawki – nie zawsze tanie oznacza słabą jakość i brak atestów. Czasem z kolei lepiej jest zainwestować w jedną zajmującą zabawkę niż w kilkanaście mniejszych, które znudzą się dziecku po kilku dniach. Zresztą i tutaj można trafić na liczne promocje :) Czasem można też kupować zabawki używane – małe dzieci szybko z nich wyrastają, więc są one praktycznie niezniszczone.
A jeśli ktoś lubi kupować dla dziecka dużo, drogo i markowo? Jego pieniądze, jego sprawa, ale przecież nie ma takiego przymusu :) Chociaż z drugiej strony – stare powiedzenie „da Bóg dzieci, da i na dzieci” też nie należy do najmądrzejszych… Można więc powiedzieć, że dziecko to na pewno zobowiązanie, ale nie luksus! Luksusem może być plazma na całą ścianę, ale czy da nam ona tyle przyjemności, co chociażby jeden uśmiech dziecka albo jego pierwsze słowo? Wątpię :)