Któregoś wieczoru wracam z pracy i na przystanku autobusowym widzę takie cudo:
Najpierw zafascynowało mnie przesłanie tej kampanii. Po chwili zachwyt jednak wyparował, a ja pomyślałam sobie: „Gdyby to faktycznie chodziło o ten nieszczęsny pokój…”
Po powrocie do domu o całej sprawie zapomniałam aż do momentu zgrywania na dysk zdjęć z karty pamięci telefonu. Nie byłabym sobą, gdybym nie weszła na stronę pomyslodziecku.pl i nie przewertowała jej od góry do dołu. No i opadła mi szczęka (bo cycki to już dawno mi opadły, ale o tym pisałam już nie raz).
Wnioski są proste – jestem wyrodną matką, bo mój syn nie ma rodzeństwa, a przez to:
– nie poradzi sobie w kontaktach z innymi ludźmi, a co więcej nie będzie tolerować ich odmienności
– nie będzie czerpać satysfakcji w relacjach z płcią przeciwną i pewnie zostanie rozwodnikiem (o ile kiedyś uda mu się dotrwać w związku do ślubu)
– będzie narzekać na zdrowie psychiczne i do końca życia będzie wypłakiwać się w ramię swojego terapeuty
– nie będzie potrafił zachowywać się odpowiednio w miejscach publicznych
– stanie się ofiarą przemocy w szkole
– nie dość, że będzie narzekać na swój stan psychiczny to jeszcze pojawią się u niego problemy ze zdrowiem
Fundacjo Mamy i Taty – wybaczcie, ale zupełnie nie przekonaliście mnie tym do zrobienia sobie drugiego dziecka! Nie w tych realiach, gdzie posiadanie dziecka jest mega kosztowne i przypomina szkołę przetrwania (i nie mam tu na myśli buntów 2- , 3- , 4-, x-latka, ale raczej to, na jakie wsparcie w naszym kraju mogą liczyć rodzice tych małych buntowników).
Gdyby rodzice nie mieli problemów ze znalezieniem pracy za godną płacę, lekarstwa dla najmłodszych były refundowane, opieka medyczna – gwarantowana (bez stania w wielomiesięcznych kolejkach), żłobki i przedszkola – ogólnodostępne, a akcesoria i ubranka dla dzieci – zwolnione z podatku – wtedy nawet nie zastanawiałabym się nad drugim dzieckiem, tak jak pani X z posta sprzed dwóch lat (oczywiście przy założeniu, że miałabym kandydata na ojca dla niego – jedyne kryterium). Ale w obecnej sytuacji? Nie ma mowy.
I bądźmy szczerzy – nie tylko ja mam takie odczucie co do posiadania drugiego dziecka.
Wolę zaryzykować to, że do końca życia będę opłacać mojemu jedynemu dziecku psychoterapeutów niż męczyć siebie i swoje kolejne pociechy walką o przetrwanie od pierwszego do pierwszego z nadzieją, że nikt z nas nie zachoruje i rozważając czy mam w pierwszej kolejności opłacić rachunki, czy raczej napełnić lodówkę.
Bo niekoniecznie „im nas więcej, tym weselej”…