Za mną półmetek akcji „Zrzucamy kilogramy”… Sama nie wiem kiedy to zleciało, ale myślę, że po dwóch tygodniach mogę już Wam napisać jak wygląda konfrontacja rzeczywistości z moimi oczekiwaniami…
Już na pierwszym spotkaniu ekipa Bella Line Wellnes Centrum podkreślała, że nie mamy się nastawiać na to, że w ciągu miesiąca zrzucimy 10 kilogramów, bo to nie o to chodzi. Mimo wszystko z drżeniem serca czekałam na pierwsze pomiary centymetrowe, a potem na badanie InBody. Efekty były (i są), ale prawda jest taka, że szału nie ma… Po pierwszym tygodniu miałam mniejsze obwody (udo -1cm, biodra -5cm, brzuch -10cm, biust -1cm), a po dwóch tygodniach okazało się, że ważę… 1,7 kg mniej (do tego mam większą masę mięśniową i mniejszą zawartość tłuszczu w organizmie). Nie ukrywam, że spodziewałam się lepszego wyniku (są ludzie, którzy przez te dwa tygodnie zrzucili i ponad 10 kg), ale czy czuję się z tym źle?
Zdecydowanie nie. Mam lepszą kondycję (widać to po ćwiczeniach cardio), więcej energii (kawa, cola i napoje energetyzujące nie są mi już niezbędne!) i lepsze samopoczucie. Jeśli z jakiś względów danego dnia nie uda mi się iść na siłownię to bardzo brakuje mi ruchu…
Oczywiście nie zawsze jest kolorowo… Są dni, kiedy ból mięśni mnie wykańcza i nie mam siły zwlec się z łóżka, a co dopiero mówić o realizacji mojego planu dnia… Każdego dnia wychodzę z siłowni tak spocona, jakbym dopiero co wyszła spod prysznica i wyglądam jak „idź stąd i nie wracaj”… Do tego mam wrażenie, że dzieć lada dzień zapomni jak wyglądam, a bieżnia zacznie wołać na mnie „mama” (serio, poświęcam jej więcej uwagi niż własnemu dziecku i uwierzcie mi, że źle się z tym czuję)… Żeby nie było, że przesadzam – Synuś eM ostatnio zapytał: „Mamo, a jeśli oddam Ci wszystkie swoje oszczędności to czy wystarczy to na zapłacenie kary [za rezygnację z udziału w akcji]?”.
Tak więc czuję się wewnętrznie rozdarta… Bo z jednej strony żałuję, że za dwa tygodnie nastąpi koniec wizyt w klubie (cena karnetu przekracza moje możliwości finansowe), a z drugiej – już odliczam dni do końca i nie mogę się doczekać, kiedy będę miała więcej czasu dla Mateusza. I weź tu dogódź kobiecie…