Ostatnio mam dylemat. Zastanawiam się czy Mateusz ma już 8 lat, czy dopiero 8 lat? Na ile mu pozwalać? Na co jest już za duży, a na co wciąż za mały?
Jednego dnia budzi się jako słodki pieszczoch, który najchętniej nie schodziłby mi z kolan. Na każdym kroku mnie woła, idąc do szkoły łapie mnie za rękę, a w szatni wiesza mi się na szyi i nie chce puścić.
Następnego dnia od rana ma swoje sprawy, sam zrobi sobie śniadanie i walczy, aby od przystanku autobusowego iść do szkoły samemu. Nie ma nawet czasu na słowa pożegnania, bo po co? Przecież czekają na niego kumple…
Trudny wiek. Mam wrażenie, że przydałaby mi się instrukcja obsługi takiego 8-latka (szczerze – przydałaby się również eM, bo mam wrażenie, że czasem sam siebie nie ogarnia). Jeśli to ma być wstęp do tego, co czeka mnie kiedy Mateusz wkroczy w świat nastolatków to… poproszę o przewinięcie taśmy do tyłu i kolejną szansę nacieszenia się niemowlakiem. Serio, wolałabym znowu zmierzyć się z ząbkowaniem i kolkami niż zagłębiać się w psychikę dorastających chłopców, która jest dla mnie czarną magią…