Z racji zamieszkania we trójkę konieczne okazało się zrobienie w domu mega porządków i jeszcze bardziej mega przemeblowania (przy czym to pierwsze ogarnęłam na odwal, a o drugim póki co mogę tylko pomarzyć.) Tym samym pozbyłam się wszystkich starych podręczników młodego oraz… swoich notatek ze studiów.
„Synu, zapamiętaj sobie – robienie ściąg jest dobre”
Przy okazji natknęłam się również na tony studenckich ściąg przygotowanych przed kolokwiami, zaliczeniami oraz egzaminami oraz postanowiłam porozmawiać na ten temat z młodym:
– Zobacz, synu – to są właśnie ściągi, które robiłam na studiach.
– Ściągi?! Używałaś ich?
– Widzisz… Ze ściągami to jest tak, że zawsze je robiłam, a potem okazywało się, że podczas tej czynności mimo woli uczyłam się na egzamin. Więc w ogóle nie musiałam ich wyciągać, a potem, nauczona doświadczeniem, wcale ich już ze sobą nie zabierałam, co nie było po co.
– Serio?
– Tak. I zapamiętaj sobie na całe życie – robienie ściąg jest dobre, ale korzystanie z nich – już niekoniecznie.
Wiecie, wydaje się, że ściąganie ułatwia życie. Ale z drugiej strony – wyobraźcie sobie, że idziecie do lekarza, on podejmuje decyzję dotyczącą leczenia i… jeszcze bardziej rujnuje Wasze zdrowie. Bo akurat podczas studiów na egzamin dotyczący danego tematu poszedł ze ściągą, a potem to w sumie nie miał czasu nadrobić zaległości i wyszło jak wyszło. Powiecie: „Okej, ale lekarz to w sumie dość ciężki i odpowiedzialny zawód. Za to po studiach z filozofii nie odpowiadam za ludzie życie, więc tam ściąganie nie ma negatywnych skutków” albo „W ściąganiu w szkole podstawowej, gimnazjum czy liceum nie ma nic złego”. Więc ja Wam powiem, że ma – ściągając postępujecie nie fair wobec tych, którzy faktycznie się uczą. Poza tym oszukujecie nauczyciela/wykładowcę i… samego siebie.
Kiedy byłam młoda i głupia to zdarzało mi się ściągać na sprawdzianach. Z czasem jednak doszłam do wniosku, że skoro wyuczona trójka cieszy mnie bardziej niż ściągnięta piątka (a przy okazji kosztuje mnie mniej stresu, bo nie boję się o to, że ktoś mnie przyłapie) to nie ma sensu się męczyć. I właśnie wtedy robienie ściąg stało się moim sposobem na naukę. Ba, nawet do matury uczyłam się poprzez przepisywanie treści z podręcznika na małe karteczki :)
Ściąga? A może lepiej notatki?
No właśnie – dlaczego robiłam ściągi, a nie zwykłe notatki? Wytłumaczenie jest proste: na kartce A4 albo A5 zawsze zmieści się ogrom treści. Na malutkiej karteczce trzeba wybrać tylko to, co jest najważniejsze, a żeby wybrać – i tak trzeba przeczytać całość materiału. Tym samym było dużo czytania, trochę zastanawiania się nad tym, co mi się najbardziej przyda i mało notowania.
I właśnie dlatego uczę swoje dziecko, że robienie ściąg to dobra metoda na nauczenie się do sprawdzianu. Wciąż jednak podkreślam słowo ROBIENIE, aby młodemu nie przyszło do głowy korzystanie z nich w praktyce. Bo wtedy czekałaby nas poważna rozmowa wychowawcza, a po co komplikować sobie życie?