Zostaliśmy właścicielami pieska :) Trafił on do nas wczoraj wieczorem, więc Mateusz zobaczył go dopiero dzisiaj rano. Jak się ucieszył! Przed 5 rano obudziło nas piszczenie pieska i potem już za nic nie mogłam zagnać Synusia eM do łóżka. Bałam się, że Młody będzie chciał psiaka ciągle tarmosić i nosić na rękach, ale na razie jest dobrze. Podchodzi do niego z rezerwą, ale mimo to powtarza, że kocha swojego pieska i że nikomu go nie odda. Jestem dumna z mojego synka, bo nawet stara mi się pomagać w opiece nad psem – karmi go, pomaga sprzątać po niemiłych przygodach… Nawet pamięta o dokładnym myciu rąk przed jedzeniem :)
Ale najlepsze jest wychodzenie z pieskiem, aby załatwił na dworzu swoje potrzeby fizjologiczne. Piesek marznie i po kilku sekundach chowa się do domu sikając w efekcie na podłogę, a Mateusz rozbiera się na dworzu i podlewa drzewka. Czyli wszystko na opak :D Raz miałam z niego ubaw, bo już ściągnął spodnie, aż tu nagle piesek ruszył w jego stronę. Mati trochę się go boi, więc zaczął uciekać przed psem… z gołym tyłkiem :D
Na koniec dodam, że piesek wabi się Maksio. Mateusz dostał pełną swobodę co do wyboru imienia dla niego i wybrał właśnie to imię, chociaż rozważał jeszcze inne – Bilbo (Synuś eM jest miłośnikiem przygód hobbita Bilba Bagginsa).