czy

Czy ja jestem złą mamą?!

Strasznie się dziś wkurzyłam (mam ochotę użyć zupełnie innego słowa, ale staram się pamiętać, że na blogu o dziecku takich słów się mimo wszystko nie używa).

Pojechałam z Mateuszem i moją ciocią do centrum. Było miło. W pewnym momencie zaczęłam śpieszyć się na autobus do domu i poinformowałam o tym ciocię. Ona jednak uznała, że koniecznie musi pokazać Mateuszowi pręgierz w kształcie osiołka. Starałam się ją przekonać, że Mateusz widział go kilka razy i że ja naprawdę śpieszę się na ten autobus. Nic to nie dało. Po chwili moja ciocia zaciągnęła małego do stoiska z pamiątkami. Przez kilka minut oglądali figurki z gipsu, drewniane aniołki i inne rzeczy, którymi Mateusz na dobrą sprawę wcale się nie bawi. W tym czasie kilka razy starałam się przypomnieć cioci, że zależy mi na tym, aby zdążyć na autobus, bo jestem umówiona z kimś w innej części miasta. Znowu nic :/

Wzięłam więc małego za rękę i odciągnęłam go od straganu (nie zrobiłam tego jakoś brutalnie, z wykręcaniem rąk czy coś w tym stylu). Synuś eM wpadł jednak w histerię. Cierpliwie pochyliłam się nad nim i zaczęłam mu tłumaczyć, że nic mu nie kupię, bo śpieszymy się na autobus. Nawet nie podniosłam na niego głosu. Starałam się go tylko utrzymać, bo wyrywał mi się (to jest chyba normalne u rozhisteryzowanych dzieci?). W tym momencie niemal rzuciła się na mnie jakaś starsza kobieta. Zaczęła wrzeszczeć, że co ja robię temu dziecku?! Że mam je natychmiast puścić! Nawet zaczęła krzyczeć, że zaraz zadzwoni po policję! Wyobrażacie to sobie? Dookoła mnie zebrało się małe zbiegowisko, zupełnie jakbym na tej drodze biła swoje dziecko albo coś!

policja

Skończyło się na tym, że moja ciocia dalej wzięła Mateusza na oglądanie badziewia, a ja wściekła i mrucząca pod nosem różne epitety ruszyłam w stronę przystanku. Po raz drugi w swoim życiu zdarzyło mi się rozpłakać w miejscu publicznym! Wręcz nie byłam w stanie zapanować nad sobą. Nie muszę chyba dodawać, że zanim oni przyszli na autobus, to on zdążył już odjechać?

Do cioci ma pretensje o to, że nie pozwoliła mi samej zadecydować o swoim dziecku. Fakt, jestem młodą mamą, mam dopiero 21 lat. Ale moja ciocia nie ma dzieci i nie powinna wtrącać się do wychowywania mojego dziecka! Rozumiem, gdyby to była moja mama – ona mieszka z nami i pomaga mi przy Mateuszu. W pewnym sensie o wszystkim decydujemy razem. Ale jakim prawem ktoś, kto widzi Mateusza raz na kilka dni, pozwala sobie na rządzenie mną i moim dzieckiem?!

oczy

Po drugie, czy uspokajanie rozhisteryzowanego 4-latka jest przestępstwem? Uspokajanie, nie bicie, wrzeszczenie na niego czy karanie! Rozumiem, że następnym razem mam kupować mu wszystko, co tylko zapragnie, a jeśli będzie miał ochotę mnie uderzyć to mam nadstawić drugi policzek? Tylko dlatego, że on jest dzieckiem? Za parę lat nie chciałabym zostać pobita przez rozwydrzonego nastolatka, który w dodatku byłby moim synem!

Choć od tej niemiłej sytuacji minęło kilka godzin, nadal jestem roztrzęsiona. Chciałabym wiedzieć, co Wy o tym wszystkim myślicie, ale tak szczerze. Czy ja naprawdę jestem złą matką, która pastwi się nad dzieckiem?!

Podobało się? Podaj dalej: