Ogród Zoobotaniczny

Wczoraj w toruńskim Ogrodzie Zoobotanicznym odbył się festyn rodzinny. Nie mogło nas tam zabraknąć :) Chociaż po tej wyprawie poważnie zastanowię się nad jakimkolwiek innym festynem, bo miałam wrażenie jakbym przez te 2,5 godziny nie robiła nic innego jak stanie w kolejce :P

Najpierw czekaliśmy około 20 minut, aby kupić bilety. Jak tylko zobaczyłam tłumy kłębiące się przed wejściem, od razu miałam ochotę wracać do domu. Ale czego nie robi się dla dziecka?

Po wejściu ruszyliśmy na zwiedzanie. Zdążyliśmy zobaczyć tylko strusie, żółwie, gdy Mateusz poświęcił całą swoją uwagę na zabawę. W końcu namówiłam go na dalszy spacer i poszliśmy zobaczyć rysie. Tuż obok można było przejechać się na kucyku, więc ustawiliśmy się w kolejce. Po 15 minutach Synuś eM zadecydował, że „ten koń jest jakiś dziwny” i oznajmił, że „on już nie chce jeździć”. Policzyłam do 10 i opuściłam swoje stanowisko.

Kolejne 30 minut spędziliśmy na placu zabaw. Małemu nie przeszkadzało nawet to, że jest tylko jedna zjeżdżalnia. A ja od nadmiaru dzieci myślałam, że dostanę oczopląsu chcąc upilnować swojego ruchliwego smyka.

ogród zoobotaniczny

Następnym etapem było, a jakże, stanie w kolejce do pomalowania twarzy. Całe 40 minut! Dobrze, że była z nami moja ciocia, bo gdy przed nami zostały tylko 3 osoby, Mateuszowi zachciało się siusiu. Ciocia zajęła nam więc miejsce, a my ustaliśmy w kolejce do WC (jedna toaleta na całe zoo!). Po kilkunastu minutach wróciliśmy do malowania twarzy (ciocia zdążyła już przepuścić kilka stojących za nami osób). I w ten sposób Mateusz został duchem :)

Strasznie bolały mnie nogi, więc potem poszliśmy tylko po popcorn (o dziwo, nie było kolejki!) i po balonika w kształcie pirackiego statku.

Mateusz był mimo wszystko zadowolony. Co prawda pod koniec trochę płakał, bo koniecznie chciał wystąpić na scenie, ale szybko się uspokoił.

Podobało się? Podaj dalej: