wakacje

Było miło, ale się skończyło…

Dziś wróciliśmy do domu :)

Wakacyjny wyjazd uważam za udany, Mateusz płakał i nawet nie chciał myśleć o wyjeździe znad jeziora. Nie zmęczyliśmy się sobą, wręcz przeciwnie. Nareszcie miałam czas w pełni nacieszyć się swoim dzieckiem, choć sam na sam spędziliśmy tylko kilka dni.

Synuś eM opalił się na brązowo i tylko spod kąpielówek świeci blada skóra :) Ja sama już po dwóch dniach spaliłam sobie plecy i potem musiałam chodzić na plażę w koszulce :( Ale tak to jest jak nie ma nikogo do posmarowania pleców ;)

Jest tylko jedna rzecz, która nie daje mi spokoju nawet po powrocie z wakacyjnego wyjazdu… Jezioro w Przydworzu jest jeziorem raczej płytkim. Trzeba iść bardzo długo, aby dojść do głębokiej wody, więc stanowi ono istny raj dla rodzin z małymi dziećmi. I tu właśnie zaskoczył mnie brak wyobraźni ze strony dorosłych. Maluchy w wieku Mateusza pływały same na materacach, co prawda w wodzie do piersi, ale co najmniej kilkanaście metrów od rodziców. Może jestem trochę nadopiekuńcza, bo nie odstępowałam Mateuszka na odległość max. 3-4 metrów. Ale zdarzyło się kilkakrotnie, że bawiąc się w wodzie Młody się po prostu potknął i na chwilę zniknął pod wodą. Byłam tuż obok i mogłam od razu zareagować wyciągając go spod wody. Ale co byłoby gdybym leżała na plaży kilkanaście metrów od niego? Przecież wystarczy chwila, aby mogło dojść do tragedii!

Podobało się? Podaj dalej: