W łazience:
– Mamo, właśnie się zrobiłem Twoim dolantem! (czyt. dezodorantem)
– Mateusz, a co ja mówiłam? Nie wolno Ci dotykać moich kosmetyków!
– Ale ja chciałem tylko bosko wyglądać…
Przed spacerem:
– Mati, jaki masz być na spacerze?
– Grzeczny.
– I co jeszcze? (w domyśle: „Masz się mnie słuchać”)
– Boski.
Podczas wizyty mojej koleżanki:
– Babciu, skrzycz Gosię!
– Ale czemu?
– Bo broi.
– Ja widzę, że Gosia siedzi i jest grzeczna.
– No ale jak była mała to broiła.
– Ale teraz już nie broi.
– No wiem, ale jak była mała to broiła. Więc ją skrzycz!
A teraz z innej beczki:
W sobotę byłam u koleżanki na urodzinach. Poprosiłam Mateuszka, żeby dla Natalii narysował laurkę. Polecenie wykonał, a jego dzieło wzbudziło później furorę (aż żałuję, że nie zrobiłam mu zdjęcia). Otóż laurka przedstawiała ową Natalię płynącą łodzią. Obok niej z lewej strony rósł kwiatek, a z prawej strony stał sobie… klozet (o dziwo nie można go było pomylić z niczym innym, a przecież Mati kiepsko radzi sobie z rysowaniem). Jakby tego było mało, to postać Natalii mogła się poszczycić „siuraczkiem” umieszczonym pomiędzy nogami. I teraz nie wiem co ja mam o tym myśleć. Czy jest na sali psycholog dziecięcy? :)
P.S. Wczoraj Mateusz przyniósł z przedszkola rysunek przedstawiający Złotowłosą. Zaobserwowane patologie: brak.