Niedzielne popołudnie. Mateusz nie może się doczekać wspólnej zabawy z wnuczką sąsiadki. A ja obserwuję jego poczynania z uśmiechem na twarzy, bo…
– Synuś eM stoi w oknie już od ponad godziny i z coraz większą niecierpliwością wypatruje koleżanki
– w międzyczasie co chwilę każe mi zadzwonić do babci N. i zapytać kiedy przyjdą
– w końcu ze słowami „no trudno, wszystko na mojej głowie” sam bierze się za dzwonienie
– następnie spędza 10 minut przed lustrem czesząc włosy raz jedną szczotką, raz drugą (dla lepszego efektu)
– i na koniec – podkrada mój dezodorant, żeby „zrobić się pod pachami”
Jestem z niego dumna. Taki mały, a już potrafi zadbać o higienę specjalnie na spotkanie z koleżanką :D