Przyznam się szczerze, że w tym tygodniu bywały chwile, kiedy Mateusza miałam po prostu dość… Przez dwa tygodnie chorował, a więc nie chodził do przedszkola. Wrócił tam w poniedziałek i zaczęło się „odreagowywanie”…
Po każdej dłuższej przerwie powroty do domu są straszne. Synusiowi eM nic się nie podoba, o wszystko robi awantury… I tak od momentu przekroczenia progu domu aż do późnej nocy (bo o spanie też jest płacz). To nie jest tak, że nie chce chodzić do przedszkola – rano idzie tam z uśmiechem, chociaż troszeczkę marudzi przy budzeniu (i tu wcale mu się nie dziwię, bo ta 5:30 czy też 6:10 to praktycznie środek nocy :P ). Cieszę się bardzo, że przed nami weekend – jestem pewna, że do poniedziałku Mati na nowo przyzwyczai się do naszego rytmu dnia i znowu stanie się grzecznym chłopcem :)
Tak właściwie to już dzisiaj widzę sporą poprawę. Po powrocie do domu Synuś eM powiedział mi: „Mamusiu, idź sobie odpocznij, a ja zajmę się domowymi obowiązkami„. I wiecie co zrobił? Rozpakował zakupy, pochował je do odpowiednich szafek, a następnie sam poszedł nakarmić rybki i chomika. Potem poprosił mnie o asystę przy rozpalaniu w piecu (bo sam sobie nie weźmie zapalarki (nie da rady) oraz wie, że samemu nie wolno mu bawić się ogniem).
Takie dziecko to prawdziwy skarb :*