O religii

Tegoroczna Wielkanoc skłoniła mnie do pewnych refleksji dotyczących religii i wiary…

W moim domu religia ograniczała się niemal wyłącznie do obchodzenia świąt (raczej pod względem tradycji, a nie wiary) i przyjmowania sakramentów. Mama nigdy nie zmuszała mnie do chodzenia do kościoła – szłam tam jedynie wtedy, kiedy sama miałam ochotę, głównie w celach „towarzyskich” (czyli towarzysząc koleżankom).

kościół

Zawsze mówiłam, że jestem osobą „wierzącą, ale niepraktykującą”. Zdawałam sobie sprawę, że powinno być inaczej skoro wierzę w Boga, ale nigdy nie potrafiłam zmotywować się do co tygodniowego uczestnictwa w mszy. Wymówka była ciągle jedna i ta sama – do kościoła mamy za daleko (30 minut iścia pieszo w jedną stronę).

Kiedy urodził się Mateusz oczywiste dla mnie było to, że mój synek zostanie ochrzczony. Chociaż miałam obawy czy proboszcz nie będzie robił z tym problemów, bo przecież byłam samotną matką. Tymczasem usłyszałam od niego, że lepiej wychowywać dziecko samotnie niż z byle kim i okazało się, że o nic nie muszę się martwić. Tak więc moje dziecko przyjęło swój pierwszy sakrament, ale… na msze do kościoła i tak go nie zabierałam (bo godzinna msza i druga godzina na dojście w dwie strony to zbyt długo na niemowlaka).

chrzest

Synuś eM rósł, a ja ciągle uważałam, że jest za mały na uczestnictwo we mszy. Bo i tak nie zrozumie, bo nie wysiedzi w ławce, bo mamy za daleko… Raz na kilka miesięcy zabierałam go do kościoła, ale po każdym takim wyjściu dochodziłam do wniosku, że jednak miałam rację i udział tak małego dziecka w mszy nie ma żadnego sensu. Denerwowało mnie to, że muszę za nim biegać po kościele, że muszę mu wymyślać atrakcje, żeby siedział cicho. A sama na mszę nie szłam, no bo przecież nie mogłam zostawić dziecka w domu na tak długo, a i potrzebny był mi odpoczynek…

Wszystko się zmieniło kilka miesięcy temu. Mateusz od dawna ma w przedszkolu religię, ale dopiero teraz tak go ciekawią słowa pani H., że codziennie zadaje mi milion pytań dotyczących Boga. Sam domaga się wizyt w kościele, chce słuchać opowieści o Jezusie… W kościele jest teraz tak grzeczny, jak nigdzie indziej. Uwielbia śpiewać pieśni i piosenki, których uczą się na religii. A zamiast zwykłych bajek czytam mu teraz… biblię dla dzieci :)

biblia

I chociaż do kościoła dalej mamy daleko (i dalej mam mega lenia) to Synuś eM daje mi motywację do wyjścia z domu. Jestem zdania, że nie mam prawa odmawiać mu uczestnictwa w mszy skoro tak bardzo mu na tym zależy. A skoro jestem mamą to nie mogę biernie przyglądać się jego zainteresowaniu Bogiem i staram się codziennie go w tym wspierać – tak, jak przyrzekałam Bogu w dniu chrztu mojego dziecka.

Lepiej późno niż wcale, prawda?

Podobało się? Podaj dalej: