Mama Pisarka zaprosiła mnie do kolejnej blogowej zabawy, która nosi nazwę „Dawno, dawno temu…” i polega na wymienieniu pięciu rzeczy, które kojarzą nam się z dzieciństwem oraz dodaniu stosownych zdjęć.
No to startujemy :)
1. Pokemony.
Byłam wielką fanką serialu, zbierałam kapsle z chipsów, naklejki… Wszystko to, co miało związek z tymi stworkami :) W tamtych czasach potrafiłam bez zająknięcia wymienić po imieniu pierwsze 151 Pokemonów! Po naszym domu zresztą do dziś walają się figurki Pikachu, Charmandera i Bulbasaura, ale Synuś eM jakoś nie jest nimi zbytnio zafascynowany…
2. Pegasus.
Uwielbiałam spędzać czas grając w gry z kuzynem albo z koleżankami… Hitem były m.in. gry „Big Nose”, „Micro Machines”, „Contra”… Pamiętam, że miałam nawet dodatkowy „pistolet” wymagany w niektórych grach :) I chociaż gry komputerowe są dziś lepszej jakości, to jednak tęskno mi za tamtymi czasami spędzonymi przed TV :)
3. Disco Polo – muzyka mojego dzieciństwa :)
Nie wiem czemu, ale te piosenki biły na głowę wszystkie typowo dziecięce melodie. I tak sobie rosłam podśpiewując „Majteczki w kropeczki” albo „Tarzan Boya” podczas, gdy inne dzieci nuciły „Puszka Okruszka” :) A jeśli chodzi o muzykę zagraniczną to non stop słuchałam kasety „The Kelly Family”. Do dziś wzruszam się słuchając „Every Baby”:
„Every baby needs a mama, needs a papa
Close at hand
Every baby needs a mama, needs a papa
To hold their hand”
4. Bajki Disney’a na kasetach VHS.
Całymi dniami mogłam oglądać na video „Zakochanego kundla”, „101 Dalmatyńczyków” czy też „Króla Lwa” (na tym ostatnim niezmiennie wzruszałam (i wzruszam) się do łez). Śmiało mogę twierdzić, że tamte bajki były piękniejsze od tych, którymi raczone są dzisiejsze dzieci. Tamte animacje miały w sobie to „coś”. Był czas, kiedy próbowałam przekonać do nich Synusia eM, ale niestety nie udało mi się tego dokonać :(
5. Kinder-niespodzianki.
Jako dziecko zjadałam je tonami, a moja kolekcja zabawek liczona była w setkach sztuk. Żadna inna czekolada nie ma takiego smaku jak ta, a i zabawki były dla mnie bezcenne. Oczywiście najbardziej cieszyłam się z kolekcjonerskich figurek, które razem z koleżanką nazywałam „Kreizikami” (sama już nie pamiętam skąd ta nazwa, może dlatego, że były takie „crazy”?). Godzinami budowałam dla nich domki z klocków. Wstyd przyznać, ale bawiłam się nimi jeszcze w gimnazjum hahaha :) Muszę przyznać, że Mateusz pod tym względem dzielnie kontynuuje „rodzinną tradycję” :)
Jestem baaaardzo ciekawa Waszych wspomnień, więc do dalszej zabawy zapraszam:
Martę mamę Nikusia
Zaradną Mamę
Rainbow Dash
Tinkę
i wszystkie chętne :)