Wczoraj w drodze do przedszkola na widok dzieci z plecakami nieopatrznie wspomniałam, że Synuś eM już za rok rozpocznie naukę w szkole. Problem w tym, że od dobrego roku Mateusz reaguje panicznie na samo słowo „szkoła”, chociaż ZAWSZE mówię o niej pozytywnie. Ja jako mała dziewczynka uwielbiałam chodzenie do szkoły i z niecierpliwością wyczekiwałam końca wakacji. O tym też opowiadałam małemu już nie raz…
Tymczasem Mateusz nie chce iść do szkoły, bo:
„wie tylko, że 2+1=3, a więc boi się matmy”
„na biologii będzie musiał uczyć się o obrzydliwym żołądku”
„za złe zachowania będzie trafiał na dywanik do dyra”
„po lekcjach będzie siedział w kozie”
„będzie oblewał wszystkie testy”
„inne dzieci będą się z niego śmiać, że jest najgorszym uczniem w klasie”
Nie wiem skąd te jego obawy! Codziennie powtarzam mu, że jest bystrym i inteligentnym chłopcem. Chwalę go za taką ciekawość świata, za niestandardowe zainteresowania (ot, chociażby o ludzkim ciele wie więcej ode mnie!). A on swoje…
Macie jakieś pomysły jak pomóc mu w przyzwyczajaniu się do tego, że niedługo stanie się uczniem? Biorąc pod uwagę, że minął już rok, a nic się nie zmienia to nie chcę zostawiać tego na ostatnią chwilę…
P.S. Dziś Synuś eM zapytał mnie czy narysujemy „drzewo zoologiczne” naszej rodziny. Z kolei moja mama często się myli i drzewo genealogiczne nazywa… „drzewem ginekologicznym” :)