Przyczajona od ponad roku podglądałam zwierzynę. Rozochocona zachwycałam się nią coraz bardziej i bardziej. Ale zawsze było coś, co uniemożliwiało ostateczny atak i wracałam wówczas do podchodów…
W końcu się przemogłam i… bach!
Twierdziłam, że za nigdy nie kupię Synusiowi eM żadnego ciucha przez internet…
Chwaliłam się, że na ubrania dla niego wydaję grosze („20 zł za bluzkę?! Toć to majątek!”)…
Tymczasem w endo kupiłam dwie bluzeczki i łącznie z przesyłką wydałam na nie prawie 70 zł (a i tak były z outletu!).
Słabo?
Tydzień później zrobiłam kolejne zamówienie za 80 zł („bo przecież nie przepuszczę promocji z darmową wysyłką!”)
Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że w koszyku miałam jeszcze 4 inne rzeczy, ale w porę się opanowałam :)
Uwielbiam ich ubranka (te kolory!)!
Synuś eM uwielbia ich grafiki i teksty (szalenie pozytywne!)!
Oboje uwielbiamy endo (a co, myśleliście, że sama wgapiam się godzinami w te cudeńka?)!
P.S. Bluzeczki są już po kilku praniach – nie wyblakły, dalej są miłe w dotyku i ogólnie wyglądają jak nowe. Zero prujących się nitek, zero puszczających szwów (kiedyś dostałam dla małego cudne bluzeczki z Niemiec… po dwóch praniach porobiły się w nich dziury).
Ani przez moment nie żałowałam (i dalej nie żałuję) zakupu! :)
Zdecydowanie polecam!