Być kobietą, być kobietą…

Ostatnimi laty moje priorytety uległy zmianie… Pozycja „czas dla siebie” spadła gdzieś na sam koniec listy – wyżej było nawet posprzątanie w klatce chomika albo wyczesanie psa ( nie wspominając już o codziennych obowiązkach) :P

priorytety

Gdzieś w tym wszystkim pogubiłam się i zapomniałam o sobie. Śmieszne, bo przecież trzy lata temu napisałam TEGO posta zakończonego słowami:

„Pragnę korzystać z życia na tyle, ile jest to możliwe w mojej sytuacji. Bo mimo wszystko jestem matką. Matką, ale i kobietą. I mam nadzieję, że już nigdy o tym nie zapomnę.”

Tymczasem minęło kilka lat, a ja wróciłam do punktu wyjścia… Co za ironia losu…

Dopadł mnie motywacyjny efekt jojo, ot co.

Nie mogę napisać, że przez dziecko nie mam wolnego czasu. Bo mam.

Nie mogę napisać, że całe dnie siedzę w pracy i brakuje mi chwili na złapanie oddechu. Bo tak nie jest.

Każdego dnia mam czas na blogowanie.

Każdego wieczora przed snem oglądam Kardashianów.

Każdego dnia delektuję się mrożoną kawą i odmóżdżam się na Pudelku.

A potem narzekam, że moja doba jest za krótka i nie ogarniam siebie.

Wszystko rozbija się o priorytety i podejście do życia.

CHCĘ, żeby było inaczej, ale NIE CHCE mi się wprowadzać zmian, więc czekam na… sama nie wiem co.

Znacie to powiedzenie: „trafiło się ślepej kurze ziarno”?

Mi też przytrafił się mały cud… Zaczęło się od wygranej w konkursie – oddałam się w ręce Marty z salonu Gabriel Hair Spa i wróciłam odmieniona (dosłownie – poszłam do przedszkola po Mateusza, a on stojąc tuż na przeciwko w ogóle mnie nie rozpoznał!). Efektem metamorfozy była sesja zdjęciowa wykonana przez Monikę ze Studio Tutto.

metamorfoza
Dzięki dziewczynom na nowo odkryłam, że wciąż jestem kobietą. I chociaż nie wyglądam jak Anja Rubik (szczerze? bliżej mi teraz do ciężarnej Kim Kardashian) to mogę wyglądać super – wystarczy chcieć, a co! Koniecznie muszę to sobie wbić do głowy, co by zmiany nie poszły na marne i żebym znowu dobrze czuła się sama ze sobą – tak jak kiedyś…

Na szczęście mam też dziecko, które wie i widzi więcej niż mi się wydaje.

Mój 7-latek postanowił zabrać się za wychowywanie swojej mamy. Ostatnio oznajmił, że zostanie moim trenerem i koniec dyskusji – mam być kobietą. Więc Synuś eM każdego dnia przypomina mi o tym, aby poświęcić chociaż 10 minut na aktywność fizyczną. Codziennie rano przynosi mi szminkę i prosi, żebym się pomalowała (nie to, żebym bez makijażu straszyła ludzi, mimo wszystko chyba aż tak źle ze mną nie jest). Godzinami przegląda kobiece czasopisma i wymyśla dla mnie stylizacje (tu mu nie ulegam – na co dzień buty na obcasie i sukienki to nie dla mnie)…

Tak więc… Kończę tego posta i idę na trening ze swoim prywatnym trenerem.

Pozdrawiam,

Kobieta (Mama) Ka :*

Podobało się? Podaj dalej: