Ten weekend należał do nas, więc razem z eM wybraliśmy się dziś do kina na film „Lego Przygoda”. No cóż… czego innego można by spodziewać się po dziecku, które jest uzależnione od klocków i matce, która ostatnimi czasy dobrowolnie wydaje co miesiąc majątek na zestawy dla pierworodnego?
„Pierwszy pełnometrażowy film kinowy w wersji 3D, przedstawiający przygody postaci ze świata klocków LEGO. Opowiada historię Emmeta, zwyczajnej, niewychylającej się i zupełnie przeciętnej minifigurki LEGO, którą przypadkowo wzięto za bardzo niezwykłą postać, stanowiącą klucz do ocalenia całego świata. W ten sposób Emmet dołącza do niesamowitej drużyny, która ma do wykonania pełną przygód i niebezpieczeństw misję powstrzymania złowrogiego tyrana – misję, do której Emmet jest kompletnie i przezabawnie nieprzygotowany.”
Brzmi to trochę banalnie, prawda? Jednak momentami film potrafił nas zaskoczyć i za to należy się duży plus. Ogólnie „Lego Przygoda” bardzo spodobało się Mateuszowi, chociaż ja sama chwilami miałam wątpliwości czy to aby na pewno jest dla dzieci… Raz, że niektóre sceny wydawały mi się przesycone przemocą (turlająca się po podłodze odcięta głowa ludzika Lego trochę mnie zniesmaczyła), a dwa – widziałam, że dzieci na sali nie zawsze orientowały się o co dokładnie chodzi (na ekranie działo się czasem zbyt wiele rzeczy naraz).
Zakończenie filmu dało mi jednak do myślenia. Kurczę, ile to razy zwracałam młodemu uwagę, żeby w budowaniu ściśle trzymał się instrukcji? Albo żeby nie łączył ze sobą klocków z różnych zestawów Lego? Tak więc od dzisiaj obiecuję poprawę. W ramach resocjalizacji razem z eM pobawiliśmy się dziś z architektów i beztrosko łączyliśmy klocki wbrew wszelkim instrukcjom, a co! :)
Podsumowując – moim zdaniem na film warto wybrać się z dzieckiem, które jest prawdziwym Lego-maniakiem. „Lego Przygoda” jest ok i tyle… tylko tyle…. Gdyby nie te wszystkie klocki Lego w rolach głównych bohaterów (i w scenografii) to tak na prawdę produkcja byłaby słabiutka – zdecydowanie zabrakło w niej tego czegoś, co odróżniałoby historię Emmeta od wielu innych oraz porywałoby tłumy.
P.S. Od obejrzenia filmu minęło wiele godzin, a ja wciąż czuję się opętana przez piosenkę „Życie jest czadowe”. Help!