Dzisiaj obchodzony jest Światowy Dzień Autyzmu. eM pomaszerował więc do szkoły ubrany na niebiesko na znak solidarności z ludźmi dotkniętymi tą niepełnosprawnością (wszak uczy się w szkole integracyjnej wraz z dziećmi z zaburzeniami ze spektrum autyzmu).
Dzieci z autyzmem na pierwszy rzut oka niewiele różnią się od zdrowych rówieśników. Przyznam szczerze, że dla mnie – osoby stojącej z boku – dziecko autystyczne niczym nie różniło się od dziecka nieposłusznego, źle wychowanego. Dopiero po kilku tygodniach szkoły (i zagłębiania tematu) byłam w stanie określić, którzy koledzy Mateusza chorują, a którzy mają po prostu gorszy dzień.
Posyłając syna do szkoły integracyjnej zyskałam możliwość, aby zweryfikować swoje poglądy i przy okazji podzielić się nimi z szerszym gronem. Ludzi trzeba uświadamiać czym jest autyzm, bo najzwyczajniej w świecie jest mi przykro, kiedy czytam w Internecie, że „dzieci z autyzmem zupełnie nie nadają się do życia w społeczeństwie”.
Autyzm co prawda jest nieuleczalny, ale dla dzieci bardzo ważnym elementem leczenia jest odpowiednia terapia mająca na celu przystosowanie chorych do funkcjonowania w społeczeństwie. Pod tym względem najważniejszym i najbardziej skutecznym „narzędziem terapeutycznym” jest właśnie drugi człowiek – jego życzliwość, zrozumienie i wsparcie. Te słowa usłyszałam na początku września od jednej z nauczycielek Mateusza i po kilku miesiącach już wiem, że miała rację.
Osoby autystyczne inaczej niż przeciętny człowiek reagują na bodźce z zewnątrz, ponieważ ich zmysły są zbyt wrażliwe. Drażnią je niektóre dźwięki, zapachy czy nawet dotyk. Nie radzą sobie w nawiązywaniu relacji międzyludzkich i nie potrafią opanować swoich emocji, więc na impulsy z zewnątrz często reagują krzykiem lub agresją (zarówno słowną jak i fizyczną).
Jednak to nie jest tak, że dzieci z autyzmem są w czymkolwiek gorsze od swoich rówieśników. One po prostu rozwijają się inaczej – odmiennie odbierają otaczający je świat, a ich mózg w inny sposób przetwarza informacje. Czasem trudno jest wytłumaczyć mojemu 8-latkowi czemu najprostsze czynności sprawiają jego kolegom wiele problemów, czemu niektóre ich zachowania są przez nauczycieli akceptowane, podczas gdy on za coś takiego zostaje skarcony.
To tylko dziecko i ma prawo czegoś nie rozumieć, więc moim zadaniem jest nauczenie go, że ludzie się od siebie różnią i trzeba to zaakceptować. Kiedy eM opowiada z dumą o postępach w terapii swoich rówieśników czy też docenia drobne gesty z ich strony – widzę, że taka nauka ma sens.