Gdybym nie miała dziecka, to byłabym dziś zupełnie inną osobą.
Zarabiałabym po kilka tysięcy miesięcznie, mieszkałabym w wypasionej willi z basenem i jeździłabym czerwonym kabrioletem. Dzień rozpoczynałabym od szampana (picie przed południem to zło, ale kto powiedział, że wstawałabym z łóżka przed dwunastą?), a kończyłabym szaloną imprezą. Godzinami mogłabym leżeć i pachnieć, albo wręcz przeciwnie – we własnym domu byłabym tylko gościem, bo miałabym milion ciekawszych rzeczy do zrobienia niż tkwienie w czterech ścianach.
Nie miałabym rozstępów, cycków wiszących do kolan i nadprogramowych kilogramów. Moją wizytówką byłby perfekcyjny manicure, nie ruszałabym się z domu również bez idealnego makijażu. Godzinami moczyłabym się w wannie i wsmarowywałabym w siebie kolejne balsamy.
Otaczałoby mnie grono znajomych, z którymi mogłabym się spotykać kiedy tylko zechcę. Normalką byłyby dla mnie spontaniczne wypady w góry, nad morze czy nawet za granicę.
W rzeczywistości mam jednak wspaniałego syna, a powyższe słowa są najlepszym dowodem na to, że… gdybanie nie ma najmniejszego sensu, bo można sobie wtedy wmówić wszystko – łącznie z tym, że słonie potrafią latać :)
* zdjęcie pochodzi z TEJ sesji