pamiętnik nastolatki

Z pamiętnika nastolatki

– Mamo, już nie mogę się doczekać, kiedy będę dorosły!
– Synu, ja też kiedyś nie mogłam się doczekać, a teraz wolałabym być dzieckiem… Daj sobie jeszcze czas na dorastanie. Po co ci same problemy?


Właśnie tak wyglądała jedna z moich ostatnich rozmów z eM. Do dziś byłam przekonana, że dzieci mają łatwiej i żałowałam, że sama nie mam jednak tych kilku albo kilkunastu lat. „Sprawdziany, kłótnie z koleżankami, problemy z chłopakami? To wszystko pikuś w porównaniu z tym, co stresuje mnie teraz” – pomyślałam. A potem znalazłam swój stary pamiętnik i…


Byłam specyficzną nastolatką. Pierwszy pamiętnik zaczęłam prowadzić bodajże w 2000 lub 2001 roku, a więc było to pod koniec podstawówki. Potrafiłam rozpisać się na kilkanaście stron zarówno na temat zachodu słońca, jak i wyborów parlamentarnych. Uwielbiałam wklejać do pamiętnika zdjęcia, wycinki z gazet, teksty piosenek, bilety… Na każdej stronie było „coś” – fotki Paula Walkera, stara karta SIM, ulotka zachęcająca do głosowania na Tuska*. Jednego dnia cytowałam w moich wpisach łacińskie sentencje, a następnego – pisałam, że „yesterday w sQl znoffu było nudno, ale za to matma idzie mi gites i w domQ nie mam lipy”.

Czy moje życie było wtedy łatwiejsze? Nie!

Do wszystkiego podchodziłam bardziej emocjonalnie. O ile z perspektywy czasu teraz to wszystko mnie śmieszy, o tyle kilkanaście lat temu każdy dzień był dla mnie wypełniony mniejszymi lub większymi dramatami.

Mama nie pozwoliła mi nocować u koleżanki? Musiałam się wypłakać, bo w domu nikt mnie nie rozumie i nie traktuje na poważnie (a przecież mam już 12 lat!).

Nie dostałam nowej komórki z kolorowym wyświetlaczem? Żaliłam się koleżankom, że dla mojej mamy ważniejsze są rachunki do opłacenia niż sprawienie przyjemności córce.

Usłyszałam coś przykrego? Ze słuchawkami na uszach zamykałam się w ciemnym pokoju i godzinami płakałam słuchając „Behind Blue Eyes”.

Dostałam jedynkę ze sprawdzianu? Rzucałam książkami o ścianę i zastanawiałam się do czego w życiu przyda mi się ta przeklęta geometria.

Pokłóciłam się z koleżanką? To był dla mnie koniec świata i nie wyobrażałam sobie jak można na drugi dzień wstać z łóżka i jak gdyby nigdy nic iść do szkoły.

Koleżanka nie odpisała na SMSa? Obrażałam się i przez kilka dni udawałam, że dla mnie ona już nie istnieje.

Chłopak ze starszej klasy nie odpowiedział na moje „cześć”? Godzinami analizowałam sytuację i zastanawiałam się co ze mną jest nie tak i co pierwsze powinnam sobie zoperować.

Mogłabym tak wymieniać bez końca.


Teraz jestem zupełnie innym człowiekiem i trochę przeraża mnie fakt, że lada moment mój syn będzie przeżywał podobne dylematy. Z jednej strony wolałabym, aby to wszystko go ominęło, bo w gruncie rzeczy bycie dzieckiem (a później nastolatkiem) jest bardziej skomplikowane niż dorosłość. Człowiek nie panuje wówczas nad niczym – ani nad sobą, ani nad otaczającym go światem… Jednak moim zadaniem, jako rodzica, jest przystosowanie dziecka zarówno do życia w społeczeństwie jak i do zrozumienia samego siebie. Tak, aby za kilka lat potrafiło żyć po swojemu i radzić sobie ze stresem inaczej niż poprzez płacz, fochy i dąsy.

Jaki z tego wniosek? Dorastanie to najlepsza lekcja pokory, a jego nieodłącznym elementem są właśnie tragedie, masakry i dramaty dnia codziennego. Tego nie da się przeskoczyć!


* Kiedyś byłam młoda, głupia i przewrażliwiona.  Dziś – już tylko „głupia”.

z pamiętnika nastolatki

Podobało się? Podaj dalej: