Obietnice wyborcze? Przestałam w nie wierzyć jakoś tak w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Wybieraliśmy wtedy przewodniczącego szkoły i jeden z kandydatów obiecywał, że wybuduje windę albo schody ruchome, żeby uczniowie nie musieli wdrapywać się na drugie piętro. Młodsze roczniki łyknęły to jak młode pelikany (który kilkulatek zastanawiałby się nad tym, że na taką inwestycję trzeba mieć spory budżet?), a spryciarz miał wygraną w kieszeni…
W życiu prywatnym każdy z nas jest takim kandydatem na prezydenta, przewodniczącego szkoły albo… idealnego rodzica. Obiecać można wszystko, wszędzie i każdemu – łatwo, szybko i przyjemnie. Obniżenie podatków? Wydłużenie wakacji? Pójście do kina? Proszę bardzo! Nic tylko obiecywać i obiecywać…
Moja propozycja na dziś
Przed rozliczeniem polityków z ich niespełnionych obietnic wyborczych – rozliczmy najpierw sami siebie. Ile razy zdarzyło Wam się obiecać dawno niewidzianej znajomej, że do niej zadzwonicie i umówicie się na kawę? Drogie Panie, ile razy sobie obiecywałyście, że pójdziecie zrobić badania profilaktyczne albo przejdziecie na dietę? Panowie, a Wy – ile razy obiecywaliście małżonce, że naprawicie cieknący kran? No więc…?
Przestańmy się oszukiwać, a dopiero potem oczekujmy tego samego od innych. Pokażmy naszym dzieciom, że zamiast obietnic liczą się konkretne działania. Zróbmy to, by żyło się lepiej!