Ostatnio przyłapałam się na tym, że coraz częściej zdarza mi się żyć na kredyt. I wcale nie mam tu na myśli podporządkowania się bankom i innym instytucjom finansowym (chociaż jeśli mam być szczera to i takie zobowiązania posiadam) :)
Jest super – żyję intensywnie, skupiam się na samorealizacji i nie pamiętam czym jest nuda. W dalszym ciągu jestem też matką, więc nie mogę (i nie chcę!) zapomnieć o wynikających z tego zobowiązaniach oraz przyjemnościach. Tyle, że gdzieś w tym wszystkim brakuje mi czasu na sen i wypoczynek. Chociaż, powinnam chyba raczej napisać, że czas jest, tylko priorytety mam obecnie zupełnie inne…
Naćpana endorfinami w ogóle nie czuję zmęczenia. Śpię po 2-4 godziny na dobę, całkowitą regenerację odkładając na jutro. Codziennie biorę z życia więcej i więcej, bo każdy dzień jest zupełnie inny od poprzedniego i nigdy nie mogę być pewna tego, co mi przyniesie. I tak oto moje regeneracyjne jutro ostatecznie nigdy nie nadchodzi, bo sen jest zbyt nudny i przewidywalny, abym chciała tracić na niego czas (bardziej prawdopodobne jest to, że o 1 w nocy zobaczycie mnie na spacerze niż w łóżku).
Keep calm and relax!
Dlatego ostatni tydzień przed moimi urodzinami zamierzam wykorzystać na relaks i odpoczynek, aby spłacić w ten sposób swój organizm. Tak więc kubek gorącej kawy, lekka książka i kokon z mięciutkiego kocyka to mój „must have” na najbliższe dni (do tego obowiązkowo podkręcone na full głośniki, bo bez muzyki się nie liczy!).
A potem to już tylko dwa szalone weekendy i… dwutygodniowy urlop :)