Miała poukładane życie, sprecyzowane plany na przyszłość i zasady, których nie zamierzała łamać. Czasem słyszała od przyjaciół, że w swej dobroci jest zbyt naiwna, ale nie traktowała tego na serio. Wychodziła z założenia, że obietnice to rzecz święta, a szczerość to absolutne minimum, aby zbudować jakiekolwiek relacje z innymi ludźmi. Potrafiła też wybaczać nawet najgorsze przewinienia, bo wierzyła, że każdemu należy się druga szansa.
Wydawało jej się, że wie o życiu sporo i zazdrościła rówieśnikom, że o wielu rzeczach jeszcze nie mają pojęcia. Oni dopiero zaczynali dorosłe życie, a ona – tkwiła w nim od kilkunastu lat. Pełna pokory, empatii i wyrozumiałości dla błędów popełnianych przez innych.
Nie wierzyła w miłość, ale wierzyła w ludzi. Do czasu.
Pewnego dnia została uświadomiona, że przez dwa miesiące nieświadomie grała w brazylijskiej telenoweli. Zaufała niewłaściwej osobie, co skutkowało tym, że dostała rolę „tej trzeciej” w kolejnym odcinku „Trudnych spraw”.
I tak oto dobra dziewczyna utonęła w bagnie kłamstw, plotek i pomówień.
Jaki z tego morał?
Naiwność zbyt często mylona jest z zaufaniem. A główną rolę w durnym tasiemcu można dostać nawet bez udziału w castingu.