Houston, mamy problem! – to zdanie najlepiej podsumowuje bycie mamą eM.
Kiedy rodzi się dziecko, kobieta nigdy nie jest w 100% gotowa na bycie mamą, bo nie wie co ją czeka. A nawet jeśli twierdzi, że wie to… tylko jej się tak wydaje. Bezdzietni często są przekonani, że o wychowywaniu dzieci wiedzą wszystko, a potem kiedy sami zostają rodzicami okazuje się, że świat stanął na głowie, a rzeczywistość nijak ma się do ich oczekiwań i planów.
Pamiętam, że kiedy eM był malutki strasznie dziwiły mnie 2-3 latki w wózkach. „To przecież takie duże dzieci! Mój syn na pewno nie będzie tak długo wożony” – myślałam. Dwa lata później nie wyobrażałam sobie iść na miasto bez wózka, bo trudno było jednocześnie ogarniać ruchliwego 2,5-latka i na spokojnie robić zakupy albo załatwiać jakieś sprawy w urzędzie. A przecież jakoś musiałam sobie radzić w pojedynkę…
Wiecie jednak co jest dla mnie największym wyzwaniem w macierzyństwie?
To, że moje dziecko ma zupełnie inny charakter ode mnie. Jesteśmy jak ogień i woda – ja spokojna, nieśmiała i raczej introwertyczna, zaś eM – szalony, odważny i bardzo otwarty na ludzi (kiedyś nawet pisałam o tym jak to jest, kiedy nieśmiała mama ma śmiałe dziecko). Gdyby chciał to zdążyłby mnie pięć razy sprzedać i zafakturować, a ja nawet nie wiedziałabym kiedy i jak to się stało.
Mała Kasia nigdy nie wtrącała się w sprawy dorosłych, była poukładana i od pierwszej klasy sama odrabiała lekcje zaraz po powrocie ze szkoły. Od biegania z koleżankami wolała siedzenie nad książkami i pisanie własnych opowiadań. W miejscach publicznych kurczowo trzymała się opiekunów i po rodzinie do dziś krąży żart, że nawet gdyby chcieli mnie zgubić to bym im na to nie pozwoliła.
Z kolei eM… On zawsze ma coś do powiedzenia i uwielbia być w centrum uwagi. Kiedy ostatnio spotkałam w autobusie dawno nie widzianą koleżankę to właśnie młody miał jej do opowiedzenia więcej niż ja. Nie usiedzi spokojnie 5 minut na miejscu, bo ma tysiąc pomysłów na sekundę i nawet podczas czytania książki chodzi z nią po domu, bo inaczej nie potrafi się skupić. Odrabianie lekcji? Podręcznik do przyrody przeczytał w trzy dni, ale o odrobieniu zadania domowego z matematyki mogę go prosić miliard razy zanim faktycznie się za nie zabierze. Generalnie chaos, huragan i tsunami w jednym.
Tym samym wychowanie mojego dziecka bywa dla mnie problemem, bo chociaż młody ma 10 lat to ja wciąż nie umiem w niektórych kwestiach pojąć jego sposobu myślenia i wypracować w 100% skutecznych metod wychowawczych.
Potrzebna diagnoza – nadpobudliwość psychoruchowa?
Ktoś z Was pewnie zasugeruje, że eM ma ADHD. Przyznam szczerze, że sama tak myślałam i w zeszłym roku wybrałam się z nim wreszcie do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Po wnikliwych badaniach zostałam wezwana na rozmowę dotyczącą diagnozy… A brzmiała ona mniej więcej tak: „Ale ja nie rozumiem co pani w ogóle chce od tego dziecka? On nie jest nadpobudliwy – u niego w ten sposób objawia się ciekawość świata. Chce wiedzieć wszystko na raz i dlatego nie potrafi skupić się na jednej rzeczy, ale to tylko świadczy o jego nieprzeciętnej inteligencji. Pierwszy raz mieliśmy w poradni dziecko, które ucieszyło się, że ktoś każe mu rozwiązywać testy!”. Także ten…
Nic dziwnego, że chwilami czuję się jak dziecko we mgle. Metody wychowawcze, których stosowała moja mama i którymi mogłabym się kierować, w przypadku eM w ogóle się nie sprawdzają. Nie mam rodzeństwa, więc nikt z rodziny nie podpowie mi co i jak, z kolei moje koleżanki mają dużo młodsze dzieci… I tak oto stoję sama na tym domowym froncie i staram się nie zwariować. Chociaż chwilami bywa ciężko – zwłaszcza kiedy eM wyskakuje z kolejnym pomysłem, który mnie nawet nie przyszedłby do głowy.
Rodzice dzieci, które odziedziczyły po nich charakter zdecydowanie mają łatwiej!