wyrodna matka

Wyrodna matka, żebranie i inne fakty z naszego życia – rodzinne dialogi

Dziś kolejny wpis z kategorii, którą lubicie najbardziej – rodzinne dialogi!

Spisuję je od początku istnienia bloga, więc jeśli jesteście z nami od niedawna to zachęcam do przejrzenia archiwum. Ja sama jestem tam częstym gościem, bo fajnie jest powspominać rozmowy ze swoim dzieckiem… Zwłaszcza, że nasza rodzina ma ogromne (i czasem specyficzne) poczucie humoru :)

humor rodzinny


Wciąż bierzemy udział w reality show i są takie dni, kiedy wyjątkowo trudno jest oderwać młodego od rozmów przez Skype’a. W końcu ustaliłam konkretne zasady:

– Mateusz, dlaczego nie reagujesz jak cię o coś proszę?!
– Bo rozmawiam z kumplami. Zajęty jestem.
– Zapamiętaj sobie, zasada numer jeden: najpierw obowiązki, a potem przyjemności.
– No dobraaaa….
– Zasada numer dwa: kiedy następnym razem cię o coś poproszę, a ty mi nawet nie raczysz odpowiedzieć, to będziesz miał przekichane. Specjalnie stanę przy mikrofonie i zawołam: „Mateusz, chodź, bo muszę zmienić ci pieluszkę”.

Póki co działa, a w naszym domu po kilka razy dziennie słychać jak eM mówi do kolegów:

– Zaraz wracam. Mama mnie woła. ZW!


Dzieć ostatnio zapomina. O zmoczeniu głowy przed użyciem szamponu… O konieczności umycia twarzy… O wyszorowaniu zębów… O używaniu grzebienia… O zabraniu do szkoły plecaka…

Na szczęście znalazłam na niego sposób – co jakiś czas chodzę za nim i powtarzam:

– Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech. Mati, to na wypadek, gdybyś zapomniał jak się oddycha. Pamiętaj! Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, wydech.


Wyrodna matka w XXI wieku:

– Wiesz, czasem czuję się jak wyrodna matka.
– Czemu?
– Bo zawsze jak gdzieś jedziemy to w statusie na FB oznaczam tylko ciebie i ludzie mogą sobie pomyśleć, że nigdzie nie zabieramy ze sobą młodego.


Rozmowa z nauczycielką eM:

– On jest takim gadułą… Czasem się obawiam, że któregoś dnia nie wytrzymam i wyląduję w „Faktach” albo w innych wiadomościach jako ta wyrodna nauczycielka, która zakleiła dziecku usta taśmą klejącą.


Zakupy w Biedronce:

– Kochanie, mam taka ochotę na jakieś owoce… Boże, jak mi się chce owoców!
– To kup winogrona.
– Hmm, ale promocja się już skończyła… Jakie owoce by tu kupić, hmm… Winogrona drogie, granat jeszcze droższy. Idę po czekoladę!
– No w sumie… Czekolada to też owoc, co nie?


Kiedy nie ma hajsu z bloga:

– Mati, w środę po pracy idę na żebranie.


Nie chcę sobie tego wykrakać, ale któregoś dnia do naszych drzwi zapuka kurator…

– A wiesz mamo, na polskim mieliśmy napisać kilka dialogów. I jednym z nich był dialog w sklepie.
– Tak? I co napisałeś?
– Chciałem napisać dialog ze sklepu monopolowego, ale pani mi nie pozwoliła.
– Ze sklepu monopolowego? Ale dlaczego?
– Bo monopolowy byłby ciekawszy niż jakiś głupi spożywczak.


Do młodego przyszły trzy koleżanki i błagały go o wyjście na plac zabaw. eM odmówił i wrócił do pokoju, a ja po kilku minutach zauważyłam otwarte drzwi wejściowe:

– Mati, czemu nie zamknąłeś drzwi?
– Myślałem, że dziewczyny zamkną.
– Ale jak to? Czemu one miałyby zamknąć drzwi?
– Bo powiedziały, że nie ruszą się stąd dopóki ja nie zgodzę się iść z nimi na plac zabaw. Więc je tak zostawiłem pod drzwiami i wróciłem do komputera.
– Zostawiłeś koleżanki?!
– No. Ale widocznie szybko się poddały skoro już sobie poszły.


Prawo, lewo, góra dół…

– Pani podpisze się tu po lewej stronie.
– …
– Po lewej stronie. Tam gdzie ja się podpisałem, tylko obok.
– …
– No po lewej!
– Przepraszam, ale nie mogę sobie przypomnieć, która to lewa strona…

Tak, to byłam ja xD


Kiedy używasz w pracy dwóch języków i chcesz szybko odpisać na maila…

zamówienie

I właśnie dlatego zawsze czytam dwa razy to, co napisałam :)

Podobało się? Podaj dalej: