Kiedy zabrakło mojego ojca miałam niespełna 9 lat. W mojej głowie przewija się wiele wspomnień z dzieciństwa związanych z tatą, ale… tak naprawdę nie pamiętam jak to jest mieć ojca. Od prawie 20 lat normalne jest dla mnie to, że rodzina składa się z mamy i dziecka. Gdzieś w tym wszystkim zapominam o tatusiach i nie zdziwiłabym się, gdybym obudzona w środku nocy i zapytana o skład rodziny 2+1 opowiedziała: „mama, dziecko i pies”. Smutne, ale prawdziwe… Zwłaszcza, że mój syn również ma tylko jednego rodzica, a więc w kolejnym pokoleniu wciąż funkcjonuje u nas model rodziny 1+1.
Namiętnie czytam blogi prowadzone przez ojców. Uwielbiam słuchać, co na temat ojcostwa mają do powiedzenia moi znajomych. Rozczulają mnie faceci mówiący wprost, że ich dzieci są dla nich bardzo ważne. I niepojętne jest dla mnie to, że zdarzają się faceci, którzy sami wychodzą z inicjatywą posiadania potomstwa! Dla mnie to równie fascynujące i niesamowite jak myśl, że istnieje życie pozaziemskie… Zdaję sobie sprawę z tego, że ostatnie 20 lat spaczyło moje postrzeganie rodziny, ale cóż… ponoć do wszystkiego w życiu można się przyzwyczaić.
Czy kiedykolwiek czułam się gorsza od rówieśników wychowujących się w pełnych rodzinach? Myślę, że nie… A przynajmniej nic takiego sobie nie przypominam. Mam też nadzieję, że podobne stwierdzenie usłyszę kiedyś od własnego syna. Najbardziej jednak marzę o tym, że któregoś dnia on sam zostanie dla swoich dzieci najlepszym ojcem na świecie (pomimo nieprzygotowania do tej roli).
To tak z okazji dzisiejszego Dnia Ojca…