No właśnie… A jeśli mnie nie lubisz, Mój Drogi Czytelniku, to co wtedy? Mam Cię tolerować? Lubić? Zbanować? Zakopać w ogródku?
W życiu prywatnym, jeśli przebywam w towarzystwie ludzi, którzy mnie lubią – pozwalam sobie na więcej i zawsze otwarcie mówię o tym, co myślę na dany temat. Jednak kiedy tylko wyczuwam, że ktoś mnie nie lubi – milknę ze świadomością, że wszystko, co powiem może zostać źle odebrane przez drugą osobę. Zdaję sobie sprawę z tego, że być może nie jest to zdrowa sytuacja, ale zamknięcie się w sobie jest według mnie lepszym rozwiązaniem niż drażnienie innych swoją osobą (w końcu muszą mieć konkretny powód, dla którego za mną nie przepadają i – uwaga! – jak najbardziej mają do tego prawo). Tak więc milczę, bo czasem nie da się kogoś unikać, a po co mam psuć nerwy zarówno sobie, jak i drugiemu człowiekowi?
Jak się to ma do mojego blogowania? Nijak. Z tego, co mi wiadomo (jeszcze) nie wyskakuję z każdej lodówki, a jeśli ktoś mnie nie lubi i mimo to wchodzi na mojego bloga to… najwyraźniej ma problem sam ze sobą. Albo słabą orientację w terenie i nie wie, że w prawnym górnym roku przeglądarki znajdzie magiczny krzyżyk, który pozwoli mu to miejsce opuścić.
Nie zrozumcie mnie jednak źle!
Jeśli ktoś z moich czytelników się ze mną nie zgadza to ma do tego prawo i bardzo chętnie poznam jego punkt widzenia.
Jeśli ktoś z moich czytelników chce mnie konstruktywnie skrytykować to proszę bardzo – może faktycznie czegoś mnie to nauczy (historia zna takie przypadki!).
Jeśli ktoś mnie nie lubi, a mimo wszystko w milczeniu uparcie zagląda na bloga – nie zabronię mu, bo każdy może mieć swoje małe fetysze i nic mi do tego (chociaż nie ukrywam, że ja preferuję inne sposoby poprawiania sobie humoru).
Jeśli jednak ktoś wchodzi tu tylko po to, aby wylewać pomyje na mnie / na moich bliskich / na moich czytelników / na innych blogerów / na listonosza / na psa sąsiada / na siostrę żony brata stryjecznego ze strony babci… No to sorry. Może i mam problemy z niskim ciśnieniem i wypadałoby je podnieść, ale i tutaj znam lepsze sposoby niż karmienie trolla.
A więc… Kawka? Herbatka? A może płaszczyk na drogę? :)