Czy każdy powinien mieć wykształcenie wyższe

Czy każdy powinien mieć wykształcenie wyższe?

Dziesięć lat temu rozpoczęłam swoją przygodę ze studiami. Prawda jest jednak taka, że nie ukończyłam ich do dnia dzisiejszego. Dlaczego?

Back in time

Cofnijmy się w czasie. Jako nastolatka byłam święcie przekonana, że w dorosłym życiu będę mogła pochwalić się wyższym wykształceniem. Pójście na studia było więc dla mnie czymś oczywistym, zwłaszcza, że uczyłam się raczej dobrze i sprawiało mi to przyjemność.

Nie wiedziałam jednak kim chcę zostać w przyszłości. Najpierw myślałam o filologii angielskiej i zostaniu tłumaczem, ale z czasem dotarło do mnie, że… to nie jest moje marzenie, a raczej sugestia rodziny. Później był etap myślenia o prawie, ale zdawałam sobie sprawę, że bez jakichkolwiek znajomości i koneksji samo ukończenie studiów nic mi nie da. W międzyczasie upadł też pomysł studiowania psychologii (która interesowała mnie od zawsze), bo na świecie pojawił się eM. Nie wyobrażałam sobie, że z małym dzieckiem miałabym wyjechać na studia do innego miasta (w Toruniu psychologii nie było), a finanse nie pozwalały na myślenie o studiach zaocznych i/lub dojazdach na uczelnię do innego miasta.

studia

W międzyczasie skończyłam liceum, zdałam maturę i musiałam zdecydować na jakie studia składam papiery. Marzyło mi się dziennikarstwo, ale to był pierwszy rok, kiedy uruchomiono ten kierunek na UMK i wiedziałam, że nie mam szans, żebym tam się dostać (przyjmowali tylko 40 osób). Zrobiłam więc największą głupotę w swoim życiu i… sprawdziłam na którym kierunku jest najwięcej miejsc (a zarazem gdzie mam największe szanse na przyjęcie). Do wyboru miałam finanse i rachunkowość oraz zarządzanie, a że jestem typową humanistką to uznałam, że pójdę tam, gdzie jest mniej liczenia, czyli właśnie na drugi ze wspomnianych kierunków.

No i stało się. Zostałam dumną studentką I roku zarządzania, która przez kilka najbliższych lat miała wielokrotnie zastanawiać się co tutaj robi… Były oczywiście takie momenty, kiedy lubiłam swoje studia, ale z perspektywy czasu uważam, że popełniłam ogromny błąd decydując się na zupełnie randomowy kierunek… Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że idąc na studia chciałam po pierwsze udowodnić wszystkim, że da się połączyć macierzyństwo z nauką, a po drugie – kontynuacja nauki była jedyna opcją, aby wciąż dostawać rentę rodzinną po moim ojcu. Postawiłam więc na studiowanie za wszelką cenę – byle czego, byle jak, byleby studiować.

Czy każdy powinien mieć wykształcenie wyższe?

Dziesięć lat temu myślałam, że tak, ale dzisiaj jestem innego zdania. Wiem, że pracodawcy często wymagają od kandydatów wykształcenia wyższego i w wielu zawodach faktycznie trzeba posiadać odpowiednie papierki, aby w ogóle móc pracować. Jednak z drugiej strony – jeśli ktoś nie czuje potrzeby studiowania albo nie wie czym chce zajmować się w życiu to według mnie nie powinien mieć ciśnienia, aby popełnić ten sam błąd co ja.

Poza tym znam wiele osób, którym ukończenie studiów nic nie dało. Mam koleżanki, które po obronie nie przepracowały ani jednego dnia, bo w ich związkach zarabianiem na dom zajmują się ich partnerzy. Mam znajomych, którzy po ukończeniu studiów wciąż pracują tam, gdzie pracowali jako studenci, a co więcej – za te same pieniądze. Są też osoby, które ukończyły studia, a i tak zawodowo zajmują się czymś zupełnie innym, gdzie ich wykształcenie nie ma żadnego znaczenia.

studentka

Czy kiedykolwiek żałowałam, że nie skończyłam studiów?

I tak, i nie. Nigdy nie przejmowałam się tym, że w ogłoszeniu o pracę jako wymóg dla potencjalnego kandydata podane jest posiadanie wykształcenia wyższego. Zresztą kilku moich pracodawców również powtarzało mi, że dla nich nie liczy się papierek, ale to, co ktoś ma w głowie. Nigdy więc nie straciłam nic na tym, że mam tylko wykształcenie średnie (no może poza dodatkowymi latami wliczanymi do stażu pracy, na podstawie którego wyliczany jest wymiar urlopu wypoczynkowego).

Czasem jednak gdzieś tam tli się myśl, że fajnie byłoby jakieś studia skończyć i poszerzyć swoje horyzonty. Może gdyby nie ta nieszczęsna ekonometria, która ciągnęła się za mną trzy lata (i której do dzisiaj nie jestem w stanie ogarnąć), to wróciłabym na zarządzanie, żeby tylko skończyć licencjat… Zwłaszcza, że w momencie rezygnacji (poza oblaną ekonometrią) miałam za sobą dwa lata studiów i praktycznie zaliczony pierwszy semestr na trzecim roku (od licencjatu dzielił mnie więc tylko egzamin z ekonometrii i ostatni semestr nauki).

Ponoć tylko krowa nie zmienia zdania

Nie wykluczam, że w przyszłości być może zostanę jeszcze studentką. Może nagle odkryję w sobie jakąś pasję? Może dowiem się w końcu, kim chcę zostać, gdy dorosnę? A może po latach zmusi mnie do tego sytuacja zawodowa? Nie mam zielonego pojęcia, ale tym razem jeśli już złożę papiery na studia, to na pewno zrobię to z głową.

Jeśli za kilka lat mój syn powie mi, że nie jest pewny, co chce robić w życiu to też nie będę na niego naciskać, żeby koniecznie poszedł na studia. Czasem lepiej jest dać sobie czas do namysłu niż chwytać się byle czego…

A jak to było u Was?

Czym kierowaliście się przy podejmowaniu decyzji o Waszej przyszłości i czy kiedykolwiek żałowaliście wyboru?

Podobało się? Podaj dalej: