Cześć! Mam na imię Kasia i jestem mamą dwunastolatka. Dodam, że trafił mi się wyjątkowo uparty egzemplarz, a co za tym idzie – chwilami mam ochotę wyeksmitować go do innej galaktyki. Zwłaszcza w momentach nastoletniego buntu, kiedy to dzieć silnie manifestuje swoją niezależność…
Za moich czasów było inaczej
Czasem myślę sobie, że pokolenie mojego syna jest jakieś dziwne. Przecież ja w wieku 12 lat byłam taka dorosła, poważna i w ogóle ogarnięta życiowo! Taaaaak. Wtedy wydawało mi się, że jako nastolatka wiem o życiu wszystko i nie rozumiałam dlaczego dorośli patrzą na mnie z politowaniem, kiedy przekonywałam ich, że jestem nad wiek dojrzała emocjonalnie.
Zresztą, gdybyście jeszcze wczoraj zapytali mnie jaką nastolatką byłam to powiedziałabym, że wyjątkowo upartą, ale też bardzo rozsądną. Dlaczego piszę o “wczoraj”, a nie “dzisiaj”? Czyżby stało się coś, przez co zmieniłam zdanie na swój temat?
Stało się. Mam za sobą lekturę mojego bloga sprzed 14 lat.
Dla zainteresowanych – poniżej co ciekawsze fragmenty (pisownia oryginalna) wraz z moimi komentarzami:
“Nic nie jest oki. Ktoś może mi zarzucić, że mam 15 lat i gówno wiem o życiu. Może i prawda. To, co wiem wystarcza mi jednak i jestem pewna, że wiele osób dorosłych nie przeżyło tyle, co ja.”
Nie miałam łatwego dzieciństwa i beztroskiej młodości. Zresztą do dzisiaj wspominam swoją wizytę u pewnej pani psycholog… Wystarczyło, że streściłam jej kilka lat swojego życia, a ona z automatu przepisała mi antydepresanty… Obecnie chciałabym jednak mieć takie problemy jak kilkanaście lat temu i zamiast zamartwiać się spłatą kredytu, wolałabym płakać z powodu zakazu wyjścia na dyskotekę.
“Teraz mam w życiu jush tylko jeden cel – przestać czuć. Muszę pozbyć się wszystkich uczuć. Wtedy będzie mi łatwiej. Stanę się taka jak inni – będę krzywdzić tych, którzy oczekują ode mnie pozytywnych emocji. Nie będę kochać… lubić… szanować… Sensem mojego istnienia będzie upokarzanie i obojętność. Jush nigdy nie będzie lepszego jutra…”
Gdyby nie moje zamiłowanie do “sh” i wspomnienia dotyczące okoliczności powstania tego wpisu to faktycznie mogłabym się przejąć swoimi słowami. Dzisiaj wiem, że ówczesne kłótnie z koleżankami to pikuś w porównaniu z problemami dorosłego życia, zwłaszcza, że przeważnie chodziło w nich o takie błahostki jak brak odpowiedzi na sms albo dług w postaci 10 groszy.
Swoją drogą, to trochę przerażające, że jako nastolatka godzinami zadręczałam się takimi głupotami. Dopiero wspominając samą siebie w wieku nastu lat zdaję sobie sprawę, że przede mną kilka bardzo ciężkich i pracowitych lat macierzyństwa, kiedy to będę musiała próbować ogarnąć procesy myślowe mojego nastoletniego syna…
“Piękna miłość to ściema… Nic takiego nie istnieje. To tylko bajka dla naiwnych dziewczynek. A prawdziwe życie to brutalna walka dobra ze złem. I zło zaffsze wygrywa… To jest jedyna zasada w tej bitwie.”
Zaffsze to chce mi się płakać jak widzę takie kaleczenie języka polskiego. Chociaż faktycznie – w piękną miłość niczym z harlequina nie wierzę do dzisiaj i częściowo zgadzam się z mottem mojego ówczesnego bloga, czyli “life is brutal”.
“Nie rozumiem tego, co się wokół mnie dzieje… Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Nie potrafię odnaleźć sensu mojej egzystencji w tym wymiarze. Przecież wszystko tu jest takie… banalne. Nawet uczucia. To co wszyscy uznają za czarne lub białe wcale nie musi takie być. Może to tylko złudzenie? Ja już niczego nie rozumiem. A może ja nie chcę tego wogóle zrozumieć? Może chcę żyć w świecie iluzji? Może matrix istnieje naprawdę? Jak to się stało, że pojawił się świat? Coś musiało być najpierw. A przecież nigdy nie ma czegoś z niczego. Nie ma kury bez jajka ani jajka bez kury. Więc co było pierwsze? Dlaczego na niektóre pytania nie ma odpowiedzi? A raczej są, tylko nikt ich nie może odnaleźć? Dlaczego ja jestem tym, kim jestem? Dlaczego…?”
Jak czytam czasem swoje rozkminy to dochodzę do wniosku, że jako nastolatka miałam za dużo wolnego czasu. Z drugiej strony – do dzisiaj zdarza mi się zbyt wiele filozofować i wyszukiwać sobie problemów na siłę. Kiedy w życiu wiedzie mi się za dobrze to trzeba trochę poanalizować czy pierwsza była kura, czy jednak jajko i zacząć zastanawiać się dokąd nocą tupta jeż. No i faktycznie – na niektóre pytania nie ma odpowiedzi. Do dzisiaj nie wiem na przykład kim chcę zostać, gdy dorosnę.
Czy mój syn jest koszmarnym nastolatkiem?
Owszem, jako matka chwilami mam go dość, ale jako nastolatka… byłam o wiele trudniejszym egzemplarzem (w jego wieku miałam takie pomysły, że aż wstyd się do nich teraz przyznawać). Przede mną jeszcze kilka dobrych lat wyzwań i rozważań dokąd poniesie nas fantazja mojego pierworodnego, ale faktycznie… Nastolatki są jakieś dziwne, i to bez względu na czasy, w których żyją!