Pierwszy tydzień w przedszkolu Mateusz ma już za sobą. Na razie był to dopiero okres adaptacyjny – w poniedziałek dzieci spędziły tam 2 godz. z rodzicami, we wtorek i środę – godzinę z rodzicami i godzinę same, w czwartek 0,5 godz. z rodzicami, 1,5 godz. same, zaś w piątek były same przez 2 godz. Większość maluchów strasznie płakała, w związku z czym ja sama miałam łzy w oczach. Za to Mateusz był dzielny za nas dwoje i tak zajął się zabawą, że nawet nie miał czasu na pożegnanie ze mną :)
Poniedziałek
Pobudka o 6.30. 20 minut później Mati stoi pod drzwiami i woła, że chce już iść do przedszkola. Boi się, że możemy się spóźnić i że zamkną nam drzwi :) Nie dociera do niego, że w przedszkolu mamy być dopiero na 9. Po dotarciu na miejsce eM z dumą ogląda swoją szafkę. Na dodatek po raz pierwszy w życiu przedstawia się imieniem i nazwiskiem (kiedy się tego nauczył?!). Kolejne godziny mijają nam na zabawie, a gdy zajęcia kończą się, Mateuszek jest rozczarowany i za nic nie chce wrócić do domu.
Wtorek
Rano Mati znowu stoi pod drzwiami. W przedszkolu nawiązuje pierwsze znajomości. Kiedy o godz. 11 rodzice stawiają się po swoje pociechy, z sali wychodzi „pociąg” złożony z 25 (w większości rozhisteryzowanych) wagoników. Ponad głowami innych dzieci dostrzegam szeroki uśmiech Mateuszka (jest jednym z najwyższych w grupie). Przedszkolanka chwali go za to, że nie płakał i na dodatek pocieszał inne dzieci.
Środa
Synuś eM w przedszkolu czuje się jak ryba w wodzie. Śpiewa piosenki, biega, bawi się z rówieśnikami. Jego ulubioną zabawką jest dziecięca kuchnia z wyposażeniem (mówi, że będzie kucharzem i codziennie prosi mnie o… mikser!)
Czwartek
Rano Mateusz oznajmia mi, że będzie bawił się tylko z chłopcami, bo dziewczynki… broją. Cwaniak :)
Piątek
Ostatni dzień adaptacji. Mateusz uwielbia przedszkole. I uznaje, że jednak „dziewcynki są super” :)
Ogólnie było bardzo pozytywnie. Zadziwiło mnie to, jak bardzo różnią się od siebie te wszystkie dzieci…
Jedne pięknie mówią w naszym ojczystym języku, inne dopiero zaczynają mówić w ogóle. Jedne malują cudne obrazki, na których naprawdę widać konkretne kształty, inne ledwo posługują się kredkami. Jedne same ubierają się, zmieniają buty, korzystają z toalety, inne wciąż potrzebują pomocy.
I tak dalej…
Łączy je to, że wszystkie są dla swoich rodziców największymi skarbami. I to, że wszystkie mają szansę wiele w życiu osiągnąć :)